Spacer na końskim grzbiecie działa jak najlepszy masaż
Ten kołyszący ruch w galopie to kwintesencja jazdy na końskim grzbiecie. Najlepsze ze wszystkiego! Wiatr we włosach, wyzwolenie, wolność. Żeby jednak móc to wszystko poczuć, trzeba wcześniej nauczyć się jeździć. A to sztuka podobna do tańca. Kiedy tańczymy z partnerką albo z partnerem, to się z nim nie szarpiemy, lecz dopasowujemy się do siebie, żeby ruchy były płynne. W jeździe konnej chodzi o to samo: żeby się zgrać. To nie ma być morderczy wysiłek, tylko lekkość i swoboda.
Wydawałoby się, że jazda na koniu nie jest specjalnie trudna: wsiadamy i koń sam nas wiezie. Nic bardziej mylnego. W jazdę angażuje się całe ciało, od koniuszków palców po czubek głowy. Wszystko pracuje: nogi, ręce, kręgosłup. Poprawiają się kondycja, koordynacja, praca serca. Przebywanie na świeżym powietrzu i kontakt ze zwierzęciem sprawiają, że zmysły są pobudzane, wręcz stawiane na baczność. Zyskujemy zatem na wszystkich możliwych polach.
Z drugiej strony spokojna jazda na koniu – a o takiej mówimy w przypadku seniorów – to nie jakiś wielki wysiłek fizyczny. Energia, którą wykorzystujemy w siodle, jest wynikiem synchronizacji energii jeźdźca i konia. Zwierzę swoim ruchem pomaga nam w jeździe, my musimy się jedynie do niego dopasować. Jak już złapiemy rytm, nie trzeba wydatkować dużo energii.
– Spokojna jazda w formie spaceru to rodzaj masażu – tłumaczy Jerzy Sawka, dyrektor Wrocławskiego Toru Wyścigów Konnych – Partynice. – Ja na przykład mam 60 lat i problemy z kręgosłupem. Kiedy jeżdżę konno, to te problemy znikają, zapominam, że coś mnie bolało. Jak robię przerwy, zaczynają się kłopoty. W moim przypadku to się sprawdza. Siedzenie w siodle wymusza prawidłową postawę, plecy od razu same się prostują.
Jazda daje ruch, jaki jest człowiekowi potrzebny: taki w sam raz. Sprawia, że nie rdzewiejemy, bo całe ciało pracuje, ale nie zmusza do wysiłku ponad możliwości przeciętnego seniora.
– Poza walorami fizycznymi wpływa też na poprawę kondycji psychicznej, przynosi spokój, relaks, odprężenie – dodaje Katarzyna Rygiel, instruktorka jazdy konnej z Zielonej Góry. – Sama praca przy koniu: wyprowadzanie na spacer, ubieranie, czyszczenie, siodłanie. to także rodzaj terapii. Daje dużo satysfakcji, która jest ważna w każdym wieku.
Czuć tę potęgę pod nami!
Standardowa lekcja jazdy konnej powinna trwać pół godziny. Nie wolno przesadzić. Dobry instruktor wie, że w kursancie musi pozostać lekki niedosyt, bo wtedy będzie chciał jeździć. Na początku mamy rozciąganie, przygotowanie ciała do ruchu, zapoznanie się z koniem. Tempo nauki dopasowuje się do formy psychicznej jeźdźca, do tego, jak reaguje on na stres związany z siedzeniem na zwierzęciu. Koń to nie rower – waży 500, 600 kg, i to się czuje: tę pracę mięśni, potęgę pod nami. Choć jest to miłe i przyjemne, to mamy świadomość, że różne rzeczy mogą się zdarzyć. Konie dobiera się tak, by były odważne i spokojne, ale to nadal żywe zwierzęta, które reagują na bodźce i mogą się przestraszyć czy spłoszyć. Najgorsze, co może się zdarzyć w starszym wieku, to upadek z konia, bo dla seniora konsekwencje mogą być poważne. Dlatego trzeba jeździć tak, żeby nie spadać. A za to odpowiedzialność ponosi instruktor.
– Jak jeździec spada z konia, tak naprawdę jest to porażka instruktora – mówi dyrektor Sawka. – Ale to nie są częste przypadki. W opowieściach jeźdźców ekstremalne sytuacje zawsze wybijają się na pierwszy plan i najbardziej zapadają w pamięć. Jednak to zdarza się sporadycznie, a przy jeździe pod kontrolą, na bezpiecznych koniach, w zasadzie się nie zdarza.
Dlatego tak ważny jest dobór odpowiedniego konia dla seniora. Nie może to być koń po karierze wyścigowej, który zszedł z toru, bo takiego może nie opanować ktoś, kto dopiero uczy się jeździć. Konie w szkołach jeździeckich zazwyczaj są odpowiednio przygotowane, dobierane pod kątem bezpieczeństwa, spokojne, ułożone, a nie narwane czy strachliwe. Instruktorzy i właściciele stajni znają swoje wierzchowce, wiedzą, które nadają się do nauki dla osób starszych. Najczęściej to te same, na których uczą się dzieci.
– Jazda konna to sport, w którym jest się narażonym na kontuzje, i seniorzy mogą bać się upadków – wyjaśnia Rygiel. – Jeśli osoba jest zlękniona, pospinana, to nie ćwiczymy od razu kłusa, tylko szybszy chód, uczymy się kierować koniem, rozluźniać ciało. To ma być miłe i przyjemne, a nie wyglądać jak walka o przetrwanie. Tak, żeby się człowiek nie zraził na początku. Instruktor cały czas jest w pobliżu, w razie potrzeby pomaga konia uspokoić, przytrzymać. Staramy się zapewnić maksimum bezpieczeństwa, cały czas zachowujemy czujność.
Jazda na ujeżdżalni…
Naukę można rozpocząć w każdym wieku. Jak już złapiemy rytm, wyczujemy, o co w tym chodzi, to idzie z górki. Lecz jeśli ktoś się mimo wszystko boi, może skończyć na stępie. Ważne są sam spacer, obcowanie ze zwierzęciem. Nie muszą to być od razu sport wyczynowy, skoki czy jazda galopem. Choć z drugiej strony im więcej umiemy, tym bezpieczniejsi jesteśmy w siodle.
Koń jest zwykle dopasowywany do jeźdźca: jego wzrostu, wieku, wagi, umiejętności. Każdy porusza się trochę inaczej, w innym rytmie. Dlatego dobrze co jakiś czas zmieniać te duety, by jeździec nabierał wprawy, potrafił jeździć na różnych koniach.
– Nie odpowiem na pytanie, jak szybko można się nauczyć jeździć, bo to indywidualna sprawa – tłumaczy dyrektor Sawka. – Są ludzie, którzy wsiadają na konia i natychmiast czują ten rytm, taki mają dosiad. Ale są i tacy, którzy całe życie jeżdżą i nigdy nie załapali, o co w tym chodzi. To skrajne przypadki, większość jest gdzieś pośrodku. Poczucie pewności w siodle daje 50 jazd. Jak po tym czasie ktoś się nie nauczy jeździć, to znaczy, że nie ma do tego drygu.
Do jazdy w siodle westernowym, czyli takim, w jakim jeżdżą kowboje, odpowiednie będą jeansy. Nadadzą się każde buty, czy to sztyblety, czy adidasy. Konie są spokojne, niewysokie, a siodła wygodne. Do jazdy w stylu angielskim też wystarczą adidasy albo sztyblety, ale już na łydkę trzeba założyć specjalny ochraniacz – coś w rodzaju skórzanych cholewek zapinanych z boku na zamki. Chronią one łydkę przed szczypaniem przez pas skóry, do którego przypięte jest strzemię. Gumowce są dobre na niepogodę, lecz w upale będą obcierać. Można założyć spodnie dresowe lub jeździeckie, dzianinowe, miękkie, bez szwów po wewnętrznej stronie. No i oczywiście kask. To podstawa – bez niego nikt nas nie wpuści na padok.
…i jazda w terenie
Jazda na ujeżdżalni i wyjazd w teren to dwie różne sprawy. Nie ma nic lepszego niż spacer leśnymi drogami na końskim grzbiecie. Człowiek się dotleni, przewietrzy, naogląda pięknych widoków, poobcuje z naturą. Na polach można napotkać sarny i zające, a w lesie nacieszyć oko przyrodą. Fantastyczne są wyjazdy w góry: trudno podejść pod strome zbocze na nogach, a koń zaniesie nas tam na grzbiecie. To daje radość, spełnienie. Patrzymy na świat z wysokości, więcej widzimy, lepiej go rozumiemy. Zmieniamy perspektywę – o 1,5 m.
Sama jazda to jedno. Drugie – to obcowanie z koniem. To nie jest rower czy hulajnoga, które po jeździe odstawiamy do garażu i zamykamy drzwi. Do konia musimy przyjść, zapoznać się z nim, pogłaskać go, nawiązać więź, przygotować go do jazdy. Szczotkujemy więc grzywę, wyczesujemy sierść z kurzu, czyścimy kopyta. Ubieramy zwierzę w sprzęt, ogłowie, siodło. Potem wsiadamy i rozprężamy konia. Po jeździe trzeba go rozsiodłać, wyczyścić, umyć, krótko mówiąc: zadbać o niego. W ten sposób buduje się więź międzygatunkową, potrzebną ludziom. Konie są głęboko wpisane w naszą świadomość. Historyczne zaszłości, takie jak tradycje husarii, są wciąż żywe. W dawnych czasach gospodarka opierała się na koniach, które były jedynym środkiem transportu. Pewnie dlatego wyzwalają one w ludziach ciepłe, przyjazne uczucia.
Niektórzy są przeświadczeni, że koń jest jak pies albo kot i tak należy go traktować. A to całkiem inne zwierzę, z odmienną psychiką. W sytuacji zagrożenia reaguje ucieczką, a jeśli nie może uciec – atakiem, kopnięciem. Trzeba wiedzieć, jak się przy nim zachowywać. Nie wolno także popadać w rutynę. Jeśli nie mieliśmy wcześniej doświadczeń z końmi albo były one sporadyczne, musimy zaufać instruktorowi.
– Konie są bardzo przyjacielskie, inteligentne jak słonie – uważa dyrektor Sawka. – Tylko ludzie nie zawsze potrafią je właściwie odczytywać. Szczególnie mężczyźni. Przesiedli się na motocykle, w samochody, czołgi, helikoptery. Nie mają wyczucia. Jeździectwo rekreacyjne jest zdominowane przez kobiety. W sporcie ekstremalnym, jakim są skoki przez przeszkody, gdzie w grę wchodzi adrenalina, dominują mężczyźni. Tam trzeba nie mieć jednej klepki, żeby jeździć. Ale tutaj potrzebne są wrażliwość, psychologiczne podejście. Kobiety mają w sobie więcej miłości, delikatności, łatwiej nawiązują relację z koniem.
Panie zdecydowanie częściej decydują się wsiąść na konia. Mężczyźni mają opory, boją się kompromitacji. Często przeszkadzają im ambicja i męska duma. Opowiadają np., że mają uszkodzone kolano albo doznali kontuzji na nartach. Kobiety są odważniejsze.
– W mojej praktyce instruktora z 30-letnim stażem zazwyczaj wygląda to tak, że na jazdy przychodzi rodzina z dzieckiem. Dziecko wsiada na konia i zaczyna jeździć. Po pięciu jazdach dołącza do niego mama. A głowa rodziny, ojciec, w tym czasie zaprzyjaźnia się z instruktorem. Opowiada: „Ja bym wsiadł, ale miałem wypadek na motocyklu i strzyka mi w kolanie, albo w kręgosłupie”. Szuka wymówki – opisuje Jerzy Sawka.
Ograniczenia są tylko w głowie
Jeśli ktoś ma lęki związane z tym, że jest zaawansowany wiekowo, to dyrektor Sawka radzi spojrzeć na jeźdźców z niepełnosprawnościami, np. dziewczynę bez rąk. A na olimpiadzie startował 78-letni Japończyk. Wiek nie ogranicza. Przeszkodą mogą być względy zdrowotne, takie jak zaburzenia błędnika i równowagi, alergia na pot i sierść, niepohamowany, nieustający lęk przed koniem. Przeciwwskazaniem mogą być też problemy ze stawami biodrowymi, bo jeżdżąc na koniu, nie da się ich oszczędzić. Zwyrodnienia w tych partiach ciała powodują kłopoty już przy wsiadaniu na konia. Miednica, biodra są najbardziej narażone na przeciążenia, najintensywniej pracują. Sam siad w rozkroku jest obciążeniem. Jednak o tym, czy w tej sytuacji można jeździć konno, czy nie, orzeka lekarz prowadzący. Bo może być i w drugą stronę – może wręcz zalecać rozciąganie, rozszerzanie bioder i miednicy.
– Jazdę na koniu poleca się osobom niechodzącym, takim, które mają niedowład nóg – mówi Rygiel. – Ruch jest identyczny jak ten, kiedy człowiek maszeruje, ciało porusza się dokładnie w tym samym rytmie. Koń wykonuje pracę, a pacjent ma wrażenie, że to on sam chodzi.
Niższa sprawność fizyczna to też nie problem: teraz stosuje się różnego rodzaju drabinki do wsiadania, schodki, podesty. I to nawet w przypadku sprawnych jeźdźców. Nie chodzi o trudność, jaką może sprawiać wsiadanie z ziemi – po prostu pod ciężarem ciała siodło przekrzywia się na jedną stronę. Są również rampy, na które można wjechać wózkiem i dzięki nim bezpośrednio wsadzić jeźdźca na konia.
– Dawniej nie było innych środków transportu, nie było samochodów – zauważa dyrektor Sawka. – Wtedy nikt się nie zastanawiał, czy senior może jeździć, czy nie. Jazda konna wymaga pewnej sprawności, owszem. Ale jeśli tylko ktoś ma taką podstawową, to śmiało może jeździć.
Niestety hippika nie jest jeszcze zbyt popularna wśród osób starszych. Jeżdżą przeważnie dzieci, nastolatki. Jeździectwo nie kojarzy się ze sportem dla seniorów.
– W Polsce seniorzy nie są jeszcze tak mocno nastawieni na uprawianie aktywności fizycznej – ocenia Katarzyna Rygiel. – W naszym społeczeństwie utarło się, że senior to babcia z chustą na głowie, bawiąca wnuki. Dopiero przełamujemy ten stereotyp. Powoli pojawiają się osoby, które zaczynają inwestować w swój wolny czas. Wymyślają, dajmy na to, że pojadą w góry i będą się po nich poruszać w siodle, na hucułach. Przychodzą się podszkolić z tego, jak się zachować w obecności konia, jak jeździć stępem, na czym polega galopowanie. Wybierają aktywną formę wypoczynku. I to będzie z roku na rok popularniejsze. Coraz więcej ludzi uświadamia sobie, że wiek nie jest barierą i nie ma rzeczy poza ich zasięgiem. Ograniczenia są wyłącznie w naszej głowie.