Kobieta, która z życia czerpie pełnymi garściami
Nie człowiek, ale maszyna. Maria Kania dzień wita o 5.00. Codziennie! Bez przymusu, sama z siebie. Zima czy lato, słoneczny dzień czy pochmurny, piątek czy niedziela – bez różnicy. Wyskakuje z łóżka i zaczyna działać. Jej krewni śmieją się, że swoją energią mogłaby podładować co najmniej jedną dzielnicę w dużym mieście.
Godzina 8.45, wtorek. Dzwonimy do pani Marii.
– Nie obudziliśmy Pani? Możemy umówić się na spotkanie?
– Obudzić? Właśnie zawieszam firankę na oknie, a potem piekę chleb. Mam wspaniały przepis, zapraszam – odpowiada.
Tylko pozazdrościć. Lecz właściwie czego – chęci do życia, energii, zapału, żwawości? Może wytrwałości, siły i pracowitości? Przecież od tej 5.00 pani Maria nie popija kawy przed telewizorem. Do 9.00 wysprząta cały dom, wrzuci pranie, a może i dwa (wyjmie i rozwiesi, rzecz jasna), ugotuje obiad, upiecze ciasto (obowiązkowo, bo jest mistrzem cukiernikiem!), pójdzie na zakupy, przyszykuje śniadanie dla męża, upiecze chleb, pozmywa wszystko na błysk i maksymalnie o 9.30 wyfruwa z domu. Bo spraw na głowie ma co niemiara. Nie każdy 20-latek potrafiłby w takim rytmie wytrzymać przez dłuższy czas, pani Maria zaś działa w zawrotnym tempie całe życie.
Jeśli ktoś z jej znajomych lub bliskich sądził, że na emeryturze zwolni, grubo się mylił. Tak się jedynie wydaje, że emerytka ma więcej czasu i mniej spraw. Jest odwrotnie – przynajmniej w przypadku Marii Kani. Poznajcie tę niesamowitą kobietę i weźcie od niej trochę energii, bo chętnie dzieli się swoim pozytywnym nastawieniem do życia.
Trochę statystyki
Wiek: 71 lat, dwoje dzieci i siedmioro wnuków (sześciu chłopców i jedna dziewczynka), najstarszy ma 27 lat, najmłodsza chodzi do drugiej klasy szkoły podstawowej. Na emeryturze pani Maria jest już od 10 lat, a w czerwcu 2021 r. z mężem Ryszardem otrzymali medale z okazji 50-lecia pożycia małżeńskiego. Wszyscy ich znajomi zapewniają, że Kaniowie od pół wieku rzeczywiście są wzorem dla innych i idealną parą.
– Co prawda mąż nie bardzo lubi ze mną chodzić na wykłady Uniwersytetu Trzeciego Wieku, ale przecież nie musimy lubić tego samego. Możemy się różnić. Gdy wracam z ciekawego wykładu, zawsze chętnie mu opowiadam, a on z wielką przyjemnością słucha – zdradza pani Maria. I śmieje się: – Złote gody świętowaliśmy z całą rodziną. Niezła fiesta nam wyszła.
Po co emerytka wstaje o 5.00? Skoro tekst zaczęliśmy od oszałamiającej informacji o codziennym wstawaniu o świcie, zimą i latem, musimy odpowiedzieć na pytanie: po co emerytka, która nie musi przecież punktualnie odbijać karty w korporacji, budzi się tak wcześnie?
– Wczesne wstawanie zostało mi we krwi po tym, jak wiele lat prowadziłam z mężem sklep spożywczy. Inaczej teraz nie potrafię, nogi same mnie niosą. Tak, oczywiście, że czasem tu zaboli, tam strzyknie, ale jak człowiek zacznie dzień nie od stękania, lecz od działania, ból gdzieś znika. Mówię poważnie, nie próbuję kokietować. O 9.00 jestem obrobiona we wszystkich sprawach domowych, obowiązki są spełnione, zadania zrealizowane, mogę zająć się innymi sprawami, których nie brakuje. Po 9.00 trudno zastać mnie w domu. Moi bliscy nazywają to tak: „O, znowu jej nie ma, Marysia już ma loty”, co oznacza, że wyfrunęłam na miasto.
Czasy, gdy z mężem prowadzili w centrum Niepołomic sklep spożywczy, wspomina mile i ze wzruszeniem. Oczywiście pracy nie brakowało, bywało ciężko. Mimo wszystko pani Maria zalicza te lata do pięknych i żałuje, że minęły czasy prywatnych sklepików. Kto wie, może gdyby nie zmiana ekonomicznych trendów i ekspansja dużych sklepów, i dziś zamawiałaby produkty do swojego sklepu? W każdym razie nie zamknęła go przez to, że miała dość, lecz ze względów gospodarczych. Tyle wspomnień!
Chciałaby pójść na wagary, ale nie umie
Z panią Marią umówić się trudno. Podejmujemy kilka prób, zanim znajdzie dla nas czas – między wyjazdem do krakowskiego kościoła Katarzyny Aleksandryjskiej Klasztoru Augustianów, gdzie postanowiła się pomodlić do św. Rity, a wykładem organizowanym w Zamku Królewskim w Niepołomicach w ramach Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Pani Maria zapowiada, że musi być konstruktywnie i sprawnie. Umawiamy się w kawiarni na herbatę z sokiem malinowym i cytryną. Jest deszczowo, wietrznie, nieprzyjemnie.
Do lokalu pani Maria niemal wlatuje: kurteczka rozpięta, rumieńce na twarzy, fryzura w gustownym nieładzie. Piękna biżuteria, wygodne buty. Ewidentnie jest jej gorąco, nawet w tak brzydki dzień. Ale jak się jest ciągle w biegu, to nie ma czasu marznąć.
– Mamy godzinę na rozmowę, potem w kilkanaście minut spałaszuję obiad w domu i muszę zdążyć na wykład. Szczerze mówiąc, myślałam, że zrezygnuję ten jeden jedyny raz, lecz im więcej myślę o wagarach, tym bardziej skłaniam się ku myśli, że jednak pójdę. Taki paradoks – uśmiecha się nasza bohaterka.
Harmonogram żwawej emerytki
Harmonogram ma napięty: w poniedziałki zajęcia ze śpiewu, we wtorki taniec i gimnastyka, w czwartki próby chóru.
– Próby są znakomite, bardzo je cenię. Pan Janusz Rojek, który prowadzi nasze zajęcia, potrafi znaleźć repertuar dla nas odpowiedni i złapać kontakt. Gdy trzeba, żartuje, a gdy trzeba, przywoła do porządku. Profesjonalista! – opowiada pani Maria.
Co 2 tygodnie (a ostatnio nawet co tydzień) w Zamku Królewskim w Niepołomicach odbywają się wykłady Uniwersytetu Trzeciego Wieku, w których uczestniczy emerytka.
– Obawiamy się, że pandemia znowu spowoduje zamknięcie imprez, nadrabiamy więc to, czego nie udało się zorganizować podczas pierwszego lockdownu, i staramy się zrealizować program tego roku, aby nie było zaległości. Zauważyłam, że coraz więcej ludzi przychodzi na zajęcia. Ostatnio nawet wykłady są organizowane w większej sali, w Centrum Dźwięku i Słowa. To ogromnie mnie cieszy – tłumaczy Maria Kania.
Nieco się pogubiliśmy w niezliczonych aktywnościach naszej bohaterki, dlatego nie podamy, którego dnia pani Maria bierze się za robótki ręczne. Oczywiście nie sama, w zaciszu własnego domu, lecz z koleżankami, w zorganizowanej grupie pod kierownictwem fachowca, który koordynuje pracę emerytek.
– Lubię te spotkania: coś ładnego można zrobić, a przy okazji wyciszyć się, pogawędzić z dziewczynami – dzieli się wrażeniami emerytka.
Mało nie zapomnieliśmy: pani Maria pełni jeszcze dyżury w Honorowej Straży Serca Pana Jezusa w niepołomickiej parafii.
– Mamy swoje obowiązki w nabożeństwach, zaplanowane spotkania, na których omawiamy Biblię. Integrujemy się potem na herbatce u proboszcza.
Gdzie ona ładuje swoje baterie? Pewnie u siebie, bo nie brakuje jej sił i chęci do tak różnych aktywności.
A to nie wszystko. Pani Maria jest przecież także mamą, żoną, babcią. Owszem, teraz już nie musi jak dawniej opiekować się maluchami, bo wnuki są niemal dorosłe, jednak obowiązków i tak jej nie brakuje.
– Nie ma co narzekać, trzeba siebie szukać. Ja się tylko cieszę, że mam chęci, zdrowie i czas na to wszystko, co mnie interesuje. Czas zupełnie inaczej płynie, kiedy mam rozpisany cały dzień na godziny. Inaczej żyć nie potrafię, ale też nie chcę – zaznacza seniorka.
Jest coś jeszcze.
Podróże pani Marii
Pani Maria uwielbia podróżować. Jako wiceprezes Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Niepołomickiej odpowiada za współorganizowanie wycieczek. Najpierw szuka kierunku turystycznego, który zainteresowałby emerytów, potem chętnych do wyjazdu. Planuje grafik, program zwiedzania, zbiera pieniądze, „zamawia” pogodę. Na te wszystkie sprawy organizacyjne, co ciekawe, również ma czas, i wcale nie narzeka.
Przemyśl, Wałbrzych, Krosno, Jasło, Częstochowa, Góry Świętokrzyskie – miejsca, które nasza bohaterka ostatnio odwiedziła z innymi emerytami, można długo wymieniać. Wystarczy sprawdzić kalendarz wycieczek na stronie Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Niepołomickiej – niejedno biuro turystyczne mogłoby pozazdrościć takiej systematyczności.
– W Internecie znalazłam atrakcyjną ofertę turystyczną. W Sopocie spędziliśmy wspaniały tydzień z rodziną za niewielkie pieniądze. Warunki dobre, wyżywienie na wysokim poziomie. Bardzo nam się spodobało. A najważniejsze, że codziennie spacerowaliśmy, chodziliśmy po 10–12 km. Cudna wycieczka. A co najbardziej mnie cieszy? Że sama potrafiłam ją znaleźć! – kwituje emerytka.