Aktywny senior nie boi się zmieniać siebie
Uroczy drewniany domek w cichej okolicy, oczywiście z widokiem na góry, piękny, zadbany ogród, para słodkich czworonożnych pupili, błogie letnie poranki, długie zimowe wieczory z książką przed kominkiem – tak może wyglądać idealna emerytura. To żadna scena filmowa, to prawdziwa historia. Taką sielankę wymyśliła sobie i wcieliła w życie Lucyna Jakubowska, aktywna, samodzielna, spełniona i zadowolona seniorka z okolic Wieliczki.
Droga z Wieliczki do jej domu jest krótka, lecz dość kręta i stroma. Znajdujemy się już tak wysoko, że mamy stąd widok na szczyty Beskidu Wyspowego. Skręcamy w wąski leśny trakt. Gdy się z niego wynurzamy, wjeżdżamy na ulicę, przy której kiedyś, dawno temu, po lewej stały domy i budynki gospodarcze, a po prawej znajdowały się tereny upraw rolnych. W latach 90. rolnicy zaczęli kawałek po kawałku sprzedawać tę ziemię. Wtedy też przypadkowo trafiła tutaj pani Lucyna.
Kobieta koło pięćdziesiątki zaczyna nowe życie
– Szukałam działki dla siebie. Musiała spełniać dwa warunki: nie chciałam mieć sąsiadów zbyt blisko, bo lubię ciszę, i chciałam mieć widok na góry. Do tej znalezionej w trakcie jednego z poszukiwawczych weekendów nie miałam żadnych zastrzeżeń. Decyzję o zakupie podjęłam tego samego dnia, takiej okazji nie można było przegapić – wspomina kobieta.
To na pewno był przełomowy moment w jej życiu. Można śmiało stwierdzić, że w tamtym roku zaczęła się konsekwentnie przygotowywać do nowego etapu życia: przejścia na emeryturę. Nie zdawała sobie wtedy z tego sprawy, ale jedno było pewne – wiedziała, czego chce.
– Chciałam wybudować dom dla siebie. Nie dla dzieci czy wnuków, lecz dla siebie, taki, jaki wymarzyłam sobie. Nie wiem, co syn w przyszłości zdecyduje się z nim zrobić. To jego sprawa. Ale ja tu przeżywam bardzo szczęśliwe chwile.
O zakupie działki i budowie domu pani Lucyna może opowiadać godzinami. W trakcie inwestycji rejestrowała każdy jej etap, teraz z ogromną satysfakcją pokazuje zdjęcia, jak krok po kroku tworzyła swój raj. Ma się czym chwalić: tu rzeczywiście jest pięknie. Pani Lucyna nie wstydzi się dumy ze swojego dzieła.
Gdy zaczęła budowę domu, miała ok. 47 lat i jeszcze pracowała w wydawnictwie w Bielsku – Białej. Co weekend tu przyjeżdżała, aby pilnować postępu prac. Nie stawiała nowego budynku: położyła fundamenty i przeniosła na działkę klimatyczną górską chałupę, starą i drewnianą. Ją też znalazła, w Sidzinie koło Jordanowa. Wyszukała także ekipę górali, którzy rozebrali dom i przewieźli go w nowe miejsce. Długie na 9 metrów, ponumerowane starym gwoździem bale poskładali jak klocki lego, deseczka po deseczce.
Wyobrażacie to sobie? Czterodziestoparoletnia kobieta niczego się nie boi, wchodzi bez żadnej pomocy, w ciemno, w nieznane dla siebie tematy budowlane. Dużo prac wykonuje sama, na każdym z etapów. Nigdy przedtem niczego nie budowała. Jak sprawiła, że ominęły ją lęki?
– Trzeba mieć w sobie odwagę i pewność siebie, trzeba też wiedzieć, czego się chce, i dążyć do tego. Nie bać się nowych wyzwań, nawet gdy ma się prawie 50 lat – podkreśla.
Jej motto życiowe: każdy dzień szturchnąć. Po śląsku oznacza to: przeżyć każdy dzień ciekawie, z pożytkiem dla siebie i innych. Pani Lucyna rzeczywiście nie lubi marnować czasu na głupawe rozmowy o niczym i „nicnierobienie”. Woli np. popracować w ogrodzie.
Ogród to sala gimnastyczna i siłownia w jednym
Żeby opisać ogród Lucyny Jakubowskiej i pokazać jego piękno, trzeba by być poetą. Naprawdę! Ta kobieta czyni cuda na niewielkim kawałku górzystej działki. Rosną u niej wspaniale pomidory i maliny oraz dziesiątki, setki roślin dekoracyjnych: kwiaty, krzewy, byliny, drzewka. Można wymieniać i zachwycać się w nieskończoność. Ogród to jej hobby, pasja, miłość. Aż nie chce się opuszczać tego miejsca.
– Ogród to nie tylko fantastyczny relaks dla mnie. W sezonie trzeba się tu tyle napracować, że śmiało mogę powiedzieć, że odgrywa on rolę i siłowni, i sali gimnastycznej. W każdym razie mięśnie solidnie odczuwają codzienną pracę – śmieje się pani Lucyna.
Najciekawsze jest to, że ogród w pewnym momencie również był całkowitą nowością w jej życiu. Nie bała się przekraczać granic i w tym temacie, z odwagą godną podziwu i naśladowania. Drodzy seniorzy, nie bójcie się wchodzić w nowe dla siebie tematy. Warto, bo wtedy życie – tak jak ogród pani Lucyny – nabiera form, kształtów, kolorów, staje się ciekawsze. Poza tym to aktywność, która dodaje skrzydeł i sił, ukierunkowuje na pozytywne myślenie.
– Czytałam, eksperymentowałam, popełniałam błędy, przesadzałam. Jednym słowem: cały czas uczyłam się ogrodnictwa, przecież przedtem nie zajmowałam się kwiatami wcale – wspomina nasza bohaterka.
Edukacja sąsiadów i ratowanie zwierząt
Co to oznacza: być aktywnym seniorem? Na pewno nie chodzi jedynie o to, aby pędzić co dnia na fitness czy wsiadać na rower. Aktywna postawa to też zaangażowanie w życie swojej wsi czy swojego osiedla, wspólne rozwiązywanie problemów z sąsiadami. Pani Lucyna jest w tym świetna. Doskonale zdaje sobie sprawę, że nawet jeśli uwielbia ciszę i samotność, to nie sposób izolować się od ludzi.
– Jesteśmy wszyscy różni, mamy inne podejście i opinie i to zrozumiałe. Nie zgodzę się jednak nigdy z tym, jak na wsi odnoszą się do zwierząt. Będę walczyła z okrucieństwem – oznajmia stanowczo.
Gdy przeniosła się na wieś, wiedziała, że nikomu niepotrzebne, nowo narodzone kociaki są zabijane. To była wiejska norma. Psy na łańcuchach, niektóre dokarmiane tylko od czasu do czasu, bezdomne koty, które płodziły bezpańskie kolejne pokolenia – również. Nie mogła pozostać obojętna. Poszła na wojnę… edukacyjną.
– Na kłótnie szkoda czasu. Postanowiłam edukować sąsiadów i z czasem przyjęli do wiadomości, że znęcanie się nad zwierzętami jest karalne, że sterylizacja kotów zwolni od wielu kłopotów. Czy poskutkowało? Wierzę, że tak. W każdym razie wiele osób na wsi już wie, że jestem gotowa za własne pieniądze dowieźć zwierzę na sterylizację, załatwić wszelkie formalności związane z dopłatą z urzędu gminy na ten cel. Często proszą o pomoc w tej sprawie i chętnie pomagam. Uratowanie przed śmiercią psów i kotów to najlepsze, co może spotkać człowieka – kwituje pani Lucyna.
W jej domu rządzą kotka Felusia, która uciekła od swojego nieodpowiedzialnego właściciela, i pies Jagódka. Jagódkę przez sześć tygodni nowa opiekunka karmiła z butelki – co 3 godziny, w dzień i w nocy. Umie i lubi poświęcać się dla tych, którzy potrzebują jej wsparcia.
Zmienia życie nie tylko zwierząt, lecz także ludzi
Gdy pani Lucyna przeniosła się na wieś, wiedziała, że ma sąsiada, który zarobione pieniądze przeznacza na wsparcie żądnych alkoholowych uciech kolegów. Od 10 lat nie pije, wyremontował dom, łazienkę, wreszcie ma bieżącą wodę. Co robiła pani Lucyna? Nic szczególnego. Kiedy był trzeźwy, to rozmawiała z nim miło i uprzejmie. Gdy sytuacja wymagała ostrej reakcji, potrafiła dobitnie zwrócić uwagę. Sąsiad jest wdzięczny za jej wsparcie.
– Teraz ja mogę liczyć na niego, że zaopiekuje się moimi zwierzakami, gdy wyjeżdżam. Za to ja pomagam mu w płaceniu rachunków przez Internet. Chętnie poczęstuję go też własnoręcznie zrobionymi ogórkami kiszonymi. Nie wyobrażam sobie, że może być inaczej. Musimy być dobrzy dla siebie, trzeba mieć w sobie misję niesienia czegoś dla ludzi – tłumaczy nasza bohaterka.
Dawanie daje większą radość niż branie. Dawać można nie tylko dobra materialne, lecz także swój czas, który dla człowieka jest najwyższą wartością.
UTW, wycieczki, wykłady: niezbędne składowe życia emeryta
Lucyna Jakubowska nigdy wcześniej nie mieszkała na wsi. Pochodzi z Bielska-Białej, później przeniosła się do Krakowa. Mimo to dość szybko odnalazła się w nowym miejscu, zaprzyjaźniła się z ludźmi bliskimi jej duchem, a od 10 lat, czyli od powstania Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Wieliczce, jest jego czynną i aktywną słuchaczką.
Dziś w UTW odgrywa ważną rolę: odpowiada za planowanie wycieczek i wykładów. Sama z przyjemnością w nich uczestniczy, ale i zachęca do udziału innych. Dumnie informuje, że na wykłady przybywa nawet 100 osób! Szczególnym zainteresowaniem pani Lucyna darzy wykłady historyczne. Nie opuszcza ani jednego.
– Na przykład jeden z ostatnich, który wygłosił historyk z Tarnowa, dr Andrzej Gerlach, to były „ Żony Władysława Jagiełły”. Dostarczył słuchaczom UTW nowych, nieznanych dotąd informacji o życiu tego władcy. – Kobieta nie ukrywa zachwytu. Zaś cotygodniowe spotkania w klubie dyskusyjnym lubi za to, że dają możliwość wymiany poglądów na interesujące tematy.
Wycieczki też pojawiły się w jej życiu przypadkowo. Pani Lucyna zna dobrze swoje rodzinne strony: Ustroń, Wisłę, Klimczok i postanowiła oprowadzić uczestników UTW po tych terenach, pokazać zakamarki, których sami by nie znaleźli, opowiedzieć historie, o których mogli jeszcze nie słyszeć.
– Cenne doświadczenie, spodobało mi się. Mam nadzieję, że uda mi się zaplanować kolejne wyprawy.
PS
Jak znaleźć w sobie tyle harmonii i odwagi? Jak nie bać się zostać sam na sam ze swoimi myślami? Jak być szczęśliwym seniorem i cieszyć się każdym dniem? Lucyna Jakubowska już dawno znalazła dla siebie odpowiedź na te pytania i radzi innym: nauczcie się być szczęśliwym samym ze sobą. Wtedy radość przynoszą i przeczytana książka, i nowy kwiatek w ogrodzie, i miła rozmowa z sąsiadem, i nawet widok psa, który pałaszuje karmę z miski.
– Ostatnio moi przyjaciele zaprosili mnie do restauracji na ich rocznicę ślubu. Ostrzegli: przyjdź wystrojona. Powiem szczerze: nie gonię za modą i ciuchami. Ale wiedziałam, że sprawię im przyjemność, dlatego kupiłam na tę okazję nową spódnicę i bluzkę. Ładna?