Wynik to jest mała sprawa, najważniejsza jest zabawa
„Wynik to jest mała sprawa, najważniejsza jest zabawa” – tymi słowami 63-letnia Jadwiga Wichrowska od ponad 30 lat zachęca wszystkich do aktywności fizycznej. Sama najbardziej kocha biegi na długich dystansach. Jak mówi, jest do nich stworzona. Choć od kilku lat problemy zdrowotne uniemożliwiają jej treningi, za cel postawiła sobie „rozbieganie” innych. Swoją postawą udowadnia, że sport to zdrowie, niezależnie od wieku.
Za silna na trening z paniami
Przygodę ze sportem pani Jadwiga rozpoczęła w szkole średniej w Toruniu. Wyróżniała się podczas lekcji wychowania fizycznego. Jej wyniki w bieganiu zwróciły uwagę trenera Międzyszkolnego Koła Sportowego, który szukał młodych talentów. Pani Jadwiga imponowała mu wytrzymałością i uporem, dlatego od razu dostrzegł w niej przyszłego maratończyka. Aby rozwijać naturalne predyspozycje, trener zapisał ją na zajęcia z… mężczyznami.
– W tamtych czasach, tzn. w latach 60., kobiety nie startowały w biegach długodystansowych. Najdłuższe dystanse dla juniorek liczyły 3 kilometry – tłumaczy pani Jadwiga. W żeńskiej grupie nie mogłaby rozwijać talentu. Treningi z mężczyznami bynajmniej jej nie zniechęciły. Wręcz przeciwnie – utwierdziła się w przekonaniu, że bieganie to jej największa pasja.
Chwilowa przerwa
Jeszcze przez jakiś czas po ukończeniu szkoły pani Jadwiga trenowała biegi. – Zbiórki miały miejsce koło mojego miejsca pracy – wspomina.
Jednak praca w handlu i codzienne obowiązki sprawiły, że sport zszedł na dalszy plan. Kilkadziesiąt lat temu rekreacyjne bieganie nie było popularne wśród dorosłych. Pani Jadzia na jakiś czas zapomniała o swoim hobby.
Sportowego ducha na nowo obudził w niej kolega. Namawiał ją do wznowienia treningów, a gdy osiągnął swój cel, przekonał panią Jadwigę do startu w zawodach. Po raz pierwszy w dorosłym życiu stanęła do rywalizacji podczas Biegu Między Mostami organizowanego w Toruniu na dystansie 2 km.
– Nie byłam przekonana, czy wziąć w nim udział – opowiada. – Było mi głupio nawet się zapisać, więc powiedziałam, że jak mnie zapisze, to wystartuję. No i zapisał – dodaje ze śmiechem. Dalej poszło już gładko. Zawody przywołały wspomnienia z lat szkolnych i w kolejnym roku nie trzeba było już jej namawiać.
Treningi i pierwsze zawody
Po pierwszych zawodach przyszły kolejne. Od 33. roku życia pani Jadwiga regularnie startowała w biegach na długich dystansach. Bez problemu dzieliła czas pomiędzy treningi, pracę zawodową i obowiązki domowe. Na doskonalenie swojej formy poświęcała trzy popołudnia tygodniowo. – Jak zaczynałam biegać, pracowałam w handlu, a później za biurkiem jako księgowa. Kończyłam o godzinie piętnastej, więc po południu miałam czas wolny, który mogłam przeznaczyć na swoją pasję – mówi.
Przygotowanie i zaplecze dostępne dla biegaczy było dalekie od dzisiejszych standardów. Obecnie są do wyboru różne dystanse i zawody, więc każdy może wybrać coś na miarę swoich możliwości. W tamtych czasach biegacze korzystali z nadarzających się okazji. Tak też zrobiła pani Jadzia. – Kolega biegacz zorganizował marszobiegi na stadionie pod kontrolą lekarza. Byłam już wtedy po trzydziestce i pomyślałam sobie, dlaczego by nie popracować nad kondycją fizyczną – wspomina. Marszobiegi polegały na łączeniu biegania z marszem, na przemian po trzy okrążenia. Jak się wkrótce okazało, to było łagodne wejście w świat maratonów.
Po raz pierwszy na długim dystansie wystartowała w kwietniu 1984 r. Pokonanie 20 km wcale nie przyszło jej lekko – brak profesjonalnego przygotowania dał się mocno odczuć. Podczas treningów pokonywała maksymalnie trzy kilometry – na zawodach musiała przebiec niemal siedmiokrotnie więcej. W efekcie starsze uczestniczki, które pozornie nie wydawały się groźną konkurencją, zwyciężyły dzięki swojemu doświadczeniu. – One już wiedziały, czym to pachnie, a ja jeszcze nie. Tak więc niestety one dotarły do mety bez problemu, ja nie – wspomina dziś ze śmiechem pani Jadzia.
Porażka wcale jej nie zniechęciła. Wręcz przeciwnie – start potraktowała jako cenną lekcję przed kolejnymi zawodami. Już w czerwcu tego samego roku debiutowała w maratonie. – Nie byłam do tego przekonana – zapewnia. Jednak po raz kolejny inni uwierzyli bardziej.
– Dwadzieścia kilometrów przebiegłaś, to z czterdziestoma dwoma też sobie poradzisz. Najwyżej w połowie trasy wsiądziesz w autobus i nim dojedziesz do mety – żartowali koledzy. Pani Jadwiga obawiała się tego dystansu, jednak wystartowała. Jak na początkującego maratończyka osiągnęła całkiem niezły wynik – 4 godz. 18 min. – To mnie tak zachęciło, że jeszcze w tym samym roku wystartowałam w drugim maratonie – mówi.
Liczy się dobra zabawa
W końcu bieganie stało się dla pani Jadwigi sposobem na życie. Najlepiej dowodzi tego bilans jej osiągnięć. Przez ponad 30 lat kariery wystartowała w 111 maratonach, 14 biegach na dystansie 100 km i w biegu dobowym, podczas którego przebiegła 148,011 km. Zwycięstw również nie brakowało. Trzykrotnie udało się jej zdeklasować rywalki i ukończyć maraton na pierwszym miejscu – w 1987 r. w Toruniu, w 1989 r. w Pucku i w 1990 r. w Nowosybirsku. W 1990 r. pani Jadwiga triumfowała również w biegu na „setkę” w Kaliszu.
Jednak przez cały czas najważniejsza była dobra zabawa i samopoczucie. – Biegam nie po to, by zostać mistrzem, lecz po to by zostać zdrowszym człowiekiem – powtarzała. Poza korzyściami zdrowotnymi uprawianie sportu dawało również możliwość podróżowania i odwiedzania ciekawych miejsc. Zawody były organizowane w różnych miastach w Polsce i za granicą. – Udział w imprezach biegowych łączyłam z wyjazdem turystycznym – wspomina. Uczestników nie było dużo, więc organizatorzy uatrakcyjniali pobyt i organizowali zwiedzanie okolicznych atrakcji. W ten sposób zwiedziłam np. Panoramę Wrocławską i ogród botaniczny – dodaje.
Dla zabawy pani Jadzia wzięła nawet udział w maratonie tanecznym organizowanym przez klub studencki w Toruniu. Razem z partnerem nie opuściła parkietu przez… 38 godzin i wywalczyła trzecie miejsce. Wytrzymałość i doświadczenie maratończyka zapewniły przewagę nad młodszymi rywalami.
Wśród biegaczy biorących udział w maratonach panowała rodzinna atmosfera. Chętnie dzielili się swoim doświadczeniem i wiedzą z początkującymi, co było szczególnie cenne, w czasach gdy internet nie był tak powszechnym źródłem informacji na każdy temat. Bardziej doświadczeni biegacze, którzy mieli okazję uczestniczyć w imprezach zagranicznych, służyli radą również w kwestiach organizacyjnych: jak przygotować trasę, co jeść, a nawet jak dobrać odpowiedni strój.
Rozbiegać innych
Pasja pani Jadwigi realizowała się nie tylko poprzez treningi czy udział w zawodach. Dużo energii pani Jadwiga wkładała również w popularyzowanie biegania. – Niemalże od samego początku związałam się z toruńskim Towarzystwem Krzewienia Kultury Fizycznej. Wkrótce potem zostałam wybrana do zarządu i do dzisiaj pełnię funkcję skarbnika – mówi.
Kiedy na trening do grupy dołączały nowe osoby, pani Jadwiga zwalniała tempo, by ich nie zniechęcić. – Początkującym zazwyczaj zależy na dobrym czasie i wyniku. Dla mnie to już nie było najważniejsze, więc zwalniałam, by ich wprowadzić – opowiada. – Fakt, że mogłam komuś pomóc i przygotować do udziału w maratonie, dawał mi więcej radości niż moje osiągnięcia. Bo ja przecież już wiedziałam, że ten maraton przebiegnę – dodaje.
Pani Jadwiga od ponad 20 lat jest również organizatorką cyklu biegów przełajowych Grand Prix Torunia, które odbywają się od marca do października. Może w nich wziąć udział każdy, kto lubi ruch na świeżym powietrzu i dobrą zabawę. Nie obowiązują żadne ograniczenia, bo jak twierdzi pani Jadzia, sport jest dobry w każdym wieku. Najstarszy uczestnik – pan Jurek – miał ponad 80 lat.
Najlepszym sposobem uczczenia 20-lecia kariery pani Jadwigi oraz 80. urodzin pana Jurka było zorganizowanie specjalnej imprezy biegowej. Uczestnicy spotykali się w sumie 20 razy, aby za każdym razem przebiec 4 km. W ten sposób w sumie osiągnęli dystans 80 km. Jubilat był bardzo wzruszony i zadowolony z tak wyjątkowego sposobu świętowania.
Zaangażowanie i pogoda ducha naszej bohaterki jest godne podziwu. Nic więc dziwnego, że torunianie doceniają wszystko, co pani Jadwiga zrobiła i dalej robi na rzecz popularyzacji sportu. W 2008 r. została odznaczona medalem 50-lecia Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej. W tym samym roku została również okrzyknięta Torunianką Roku przez tygodnik „Teraz Toruń”. Ponadto od 2011 r. jest członkiem rady sportu przy prezydencie miasta Torunia.
Oszukałam los
Jak przekonuje pani Jadzia, wiek czy kondycja fizyczna nie muszą być przeszkodą w aktywnym trybie życia. Nierzadko zdarza się, że kobiety dopiero w dojrzałym wieku mają czas, by zająć się sobą i oddać się sportowej pasji. – Poznałam osoby, dla których sport był metodą rekonwalescencji, np. po przebytym zawale. Zaczynają spokojnie, a później dochodzą aż do maratonów – opowiada pani Jadwiga.
Dla niej samej sport również był metodą walki z postępującą chorobą zwyrodnieniową stawów. Pierwszy raz schorzenie dało o sobie znać w 1994 r. Mimo bólu i dyskomfortu przez lata nieprzerwanie trenowała biegi. – Biegałam do samego końca, dokąd mogłam – zapewnia. Jednak w 2008 r. dolegliwości były na tyle poważne, że uniemożliwiły chodzenie. O bieganiu nie było mowy. Konieczna była operacja. Od roku biegaczka przechodzi rehabilitację. Na pytanie, czy wierzy, że wróci do biegania, nieśmiało odpowiada: – Znam osoby, które po takiej operacji brały udział w maratonach.
W tych słowach czuć tęsknotę za bieganiem. – Trochę tego brakuje. Zwłaszcza gdy oglądam wyniki kobiet z mojej kategorii wiekowej, to jest mi przykro, że ja nie mogę z nimi startować – mówi pani Jadwiga. Sport był ważną częścią jej życia, którą nie sposób zapełnić czym innym. Na szczęście pasja może mieć różne oblicza. – Organizowanie imprez biegowych i zachęcanie innych też daje mi dużo satysfakcji. Sama nie biegnę, ale swoją postawą mobilizuję innych – mówi optymistycznie. Dodaje, że dzięki bieganiu na pewno trochę oszukała los i pozostała sprawna znacznie dłużej, niż było jej pisane.