Najszybsza babcia świata

Jeśli ukończy w październiku maraton w Chicago, zdobędzie prestiżowy tytuł World Marathon Majors. Każdego tygodnia pokonuje dla zdrowia przynajmniej 70 kilometrów. Ma na koncie wejście na Mont Blanc i wiele ekstremalnych biegów górskich w całej Europie. Gdy czuje przesyt bieganiem, wkłada narty lub łyżworolki. Barbara Prymakowska z Tarnowa ma 73 lata i została okrzyknięta „najszybszą babcią świata”. Swoją pasją zaraża innych seniorów, a podejściem do życia zdobywa serca wszystkich, bez względu na wiek.

Ułamki sekund czystego szczęścia

Mówi się, że kobiety niechętnie zdradzają swój wiek, ale w przypadku Barbary Prymakowskiej jest wręcz odwrotnie – z dumą mówi o tym, że ma 73 lata. Dużo młodsi od niej, nawet zawodowo zajmujący się sportem, z niedowierzaniem pytają ją, jak to możliwe, że jej się chce. A chce się, i to bardzo. Jeszcze nie liczyła, czy już obiegła kulę ziemską, ale wie, że każdego tygodnia biega 70 kilometrów, i nie może bez tego żyć. Nie ma znaczenia, że np. w danym dniu nie dopisuje pogoda. Może padać od rana do wieczora.

Sport uprawia od młodości, ale, co ciekawe, biegać zaczęła późno. Miała 58 lat, gdy wystartowała w swoim pierwszym, krakowskim maratonie. Teraz ma ich na koncie prawie 50, z całego świata. – Po pierwszym maratonie połknęłam bakcyla. Te ułamki sekund czystego szczęścia, jak się ukończy bieg, to najpiękniejsze, co daje maraton. Mówię o ułamkach sekund, bo na maratonach światowych nie ma czasu na zabawę. Jest tylu ludzi, że wynik dostaje się czasem dopiero po tygodniu. Może dlatego dużo większą radość sprawia mi bieganie po górach, gdy w nagrodę można obcować z piękną przyrodą – opowiada pani Barbara.

W górskich biegach ma imponującą liczbę osiągnięć. Jest mistrzynią Europy i wielokrotną mistrzynią Polski. W Polsce nie ma dostosowanej do jej wieku kategorii, więc musi się ścigać z 50- i 60-letnimi kobietami. A i tak wygrywa. W internecie zrobiła istną furorę, gdy dobiegła na Kasprowy Wierch z wynikiem 35-letniego zdrowego ratownika TOPR.

30_05_20602_770742409706196_305107294279107104_n

Pani Barbara nie boi się wyzwań jeszcze bardziej ekstremalnych niż maratony. Na długiej liście ukończonych zawodów ma np. bieg narciarski na 70 kilometrów. Narty to zresztą jej pierwszy sport. Jeździ na nich od ponad 50 lat. Rokrocznie zdobywa złoty medal w tej dyscyplinie, pojawia się na zawodach w całej Europie. Jest też jedyną kobietą w Polsce w swojej kategorii wiekowej, która uczestniczy w maratonach na łyżworolkach. Dlatego nie powinien dziwić widok 73-letniej kobiety pędzącej na rolkach po tarnowskich ulicach. To taka zabawa, gdy nudzi się już bieganie.

Jeszcze jeden maraton

Najszybszej babci świata marzy się zdobycie korony maratonów świata. W jej wieku byłby to sportowy ewenement na skalę międzynarodową. W tym roku odniosła niezwykły sukces – udało jej się ukończyć maratony w Tokio i Bostonie (najstarszy na świecie). Organizacja amerykańskiej imprezy była doskonała, ale nie zawsze tak jest. W Tokio Prymakowska miała jedynie trzy dni na adaptację przy kompletnie innej strefie czasowej, problem z telefonami, skandaliczne warunki lokalowe. Nikt nie prowadził jej za rękę. Przed biegiem nie przespała ani nocy, a mimo to ukończyła go zdrowa. Tym samym jest pierwszą Europejką w swojej kategorii wiekowej, która tego dokonała. Mówiło o niej tokijskie radio. Zajęła 7. miejsce, przed nią uplasowało się sześć Azjatek. Dopiero na 13. miejscu znalazła się Austriaczka, a na 16. – Niemka. W Tokio pani Barbara miała wystartować już przed rokiem, ale oszukał ją nieuczciwy organizator wyjazdu. Mimo to nie zrezygnowała. Nie zniechęciła jej też nietypowa forma zapisu na maraton, w której nie liczą się wyniki, ale loteria.

Ze 120. edycji maratonu bostońskiego przywiozła niesamowite wspomnienia. Zawody odbywały się w święto – Dzień Patriotów – dzień wolny w stanie Massachusetts. Było to jednocześnie prawdziwe święto bostońskiego biegania: ludzie całymi rodzinami i z orkiestrami kibicowali od startu, który zlokalizowany jest w małym miasteczku Hopkinton, aż do samej mety w centrum Bostonu. Nawet temperatura wynosząca 20 stopni, czyli niezbyt optymalna dla dystansu koronnego, nie przeszkodziła najszybszej babci w uzyskaniu rezultatu, z którego jest bardzo zadowolona – zdobyła 4. lokatę w kategorii wiekowej. Przed startem chciała tylko ukończyć bieg zdrowa i znaleźć się w pierwszej dziesiątce. Biegła razem z ponad 30 tysiącami zawodników z całego świata i 40 osobami z Polski.

– Podczas każdego maratonu przychodzi moment kryzysu, ale on się pojawia w psychice i trzeba go zwalczyć. Trzeba też zauważyć, że każdy maraton jest inny i nieporównywalny. Kiedy zaczyna być ciężko, zobowiązuje orzełek – wylicza. – Trzeba być gotowym na wszystko. W Londynie na zawodach byłam nawet świadkiem zgonu młodego człowieka. Ale nie można się bać, bo przecież nie biegam bez przygotowania – dodaje.

W tym roku został jej jeszcze jeden maraton – w Chicago. Wówczas zdobędzie upragniony tytuł World Marathon Majors, który oznacza ukończenie sześciu największych maratonów świata. – Bardzo bym chciała zdobyć tę koronę, bo czas ucieka, sił też trochę ubywa. Potem, jeśli zdrowie pozwoli, poświęcę się już tylko nartom biegowym i będę „bawić się” na łyżworolkach – zapowiada.

Wschód słońca na Mont Blanc

Gdy ekipa telewizyjna przyjechała ostatnio zrobić materiał o najszybszej babci świata i chciała mieć ujęcie z medalami, razem z mężem przynieśli całe wiadro krążków. Nie ma już ich gdzie wieszać. Sporą część pani Barbara i tak już rozdała dzieciom na podwórku, żeby się mogły bawić w zawody i wręczać sobie jako nagrody. Oprócz tego ma mnóstwo pucharów. – To siedlisko kurzu, ale przecież nie wyrzucę czegoś, co ma naklejkę z moim nazwiskiem. Choć muszę przyznać, że trofea nie robią na mnie wrażenia – wyznaje.

Jest jednak jeden, który z pokoju nigdy nie zniknie. To oprawiony, wiszący na ścianie certyfikat z wejścia na Mont Blanc. Widzi go każdy gość, którego przyjmuje tarnowianka. O wyprawie mówi z ogromną dumą i wzruszeniem, choć pamięta, ile trudu ją to kosztowało.

– Nie ukrywam, że było to bardzo ciężkie wyzwanie. Sam plecak ważył 15 kilo. Jeszcze przed atakiem na Mont Blanc wchodziliśmy na najwyższy szczyt w Dolomitach, żeby zaklimatyzować się. Tymczasem ja nawet nie miałam szkolenia. Ale za to świetny zespół ludzi wokół siebie – wspomina.

Każdy sport wpaja człowiekowi dyscyplinę, ale takiej cierpliwości, jak uczą góry, nie daje nic innego. Pani Barbara poznała ten smak doskonale. Nigdy nie zapomni, jak byli już 350 metrów od szczytu, a musieli się zawrócić do bazy. Następnej nocy wyruszyli jeszcze raz, dokładnie o godz. 1. Na wierzchołku zastało więc ich piękne, wschodzące słońce. – Widok absolutnie zapierający dech w piersiach. Chwila radości, wzajemne gratulacje i już musieliśmy schodzić, bo w kolejce były następne zespoły wspinaczy – opowiada.

Miała 68 lat, gdy zdobyła Mont Blanc. Była najstarszą Polką, która tego dokonała. Mimo że kończyła już ekstremalnie trudne biegi górskie czy znane na całym świecie maratony, to właśnie to wejście uważa za swoje największe osiągnięcie sportowe. Zdobycie szczytu miało też dla niej wymiar symboliczny – stało się to w 54. rocznicę śmierci jej wuja, który zleciał w dół, prowadząc wyprawę. Schodząc, zapaliła mu znicz.

Sport – szkoła życia

– Czuję, jak ogromnym i szczerym szacunkiem darzą mnie ludzie, gdy słyszą, czym się zajmuję. To bardzo miłe uczucie – mówi pani Barbara. Jak zauważa, sport nie tylko doskonale wpływa na zdrowie, ale jest też szkołą życia. Uczy pokory, hartu ducha, eliminuje egoizm, którego każdy z nas ma pewną dozę.

– Sport pomaga spojrzeć inaczej na drugiego człowieka – podkreśla. – To też obcowanie z niesamowitą przyrodą. I taki akumulator, bo dzięki temu coraz bardziej chce się żyć. Między innymi dlatego jestem do wszystkiego tak optymistycznie nastawiona, kocham życie, ludzi, świetnie dogaduję się z młodymi. Denerwuje mnie trochę, gdy ludzie narzekają na wszystko bez powodu, zwłaszcza jeśli chodzi o nadwrażliwość w kwestiach zdrowotnych. Trzeba dbać o zdrowie, ale nie można aż tak intensywnie się w nie wsłuchiwać, tak kurczowo trzymać życia – przekonuje.

Dlatego Barbara Prymakowska od lat angażuje się w działalność na rzecz aktywności seniorów. Jest zapraszana na różne spotkania, prowadzi zajęcia dla pań. Idzie również z duchem czasu – w internecie umieszcza krótkie nagrania wideo, w których prezentuje, jak osoby starsze powinny dbać o zdrowie. „Szczuplutka, nie wygląda na swoje lata”; „Wysportowane ciało, mięśnie, wszystko. Tylko podziwiać”; „Ludzie są nią zachwyceni tu, w Tarnowie, i mają wzór do naśladowania”; „Podziwiam ją za energię, dobry humor, życzliwość. Ma swoją ambicję i cel, że musi zdobyć najtrudniejsze trasy biegowe. Gdy wraca z jakiegoś biegu, opowiada nam o swoich sukcesach. To niewyobrażalne dla przeciętnej osoby” – tak o niej mówiły jej podopieczne w reportażu radiowej Trójki.

– Moje podopieczne nie potrafią już żyć bez zajęć, które prowadzę. Nie dlatego, że jestem taka wspaniała. Po prostu dzięki aktywności są szczęśliwe – cieszy się tarnowianka. – Ruch musi być na porządku dziennym i nie chodzi tylko o zamiatanie, sprzątanie, chodzenie po bułki do osiedlowego sklepu – apeluje.

Trzeba mieć marzenia

Najszybsza babcia przypomina, że istotnym dopełnieniem aktywności fizycznej jest również dieta. Jej planowanie wcale nie zajmuje wiele czasu, bo pani Barbara odżywia się bardzo prosto, bez liczenia co do grama i przyrządzania skomplikowanych potraw. Jej sposób to po prostu regularne jedzenie pięciu małych posiłków. Dzień zaczyna ze szklanką wody z miodem i cytryną, na śniadanie – kasza jaglana lub ryż z suszonymi owocami, na drugie śniadanie – owoce, a na obiad – wywar z warzyw, białe mięso. Pani Barbaro je dużo strączkowych warzyw, białego sera, dobrych jajek, dobrego masła, wybiera chleb orkiszowy. Często robi zakupy w sklepach ze zdrową żywnością, stawia też na polskie produkty. Jak już sięgnie po czekoladę, to raczej gorzką. Niemniej nigdy nie odmówi sobie kawałka dobrego ciasta czy kieliszka alkoholu. Utrzymuje tę samą wagę od 15. roku życia, mimo że urodziła dzieci.

30_05_11009949_817717351675368_8941546435013186161_n

Pigułek nie zażywa żadnych, lekarzy unika jak diabeł święconej wody. Jak mówi, woli wybrać się do fizykoterapeuty. – Czasem mąż mówi, żebym łykała magnez, ale po co, skoro wszystkie potrzebne minerały mogę znaleźć w pożywieniu? Najwidoczniej moja taktyka jest dobra, skoro na zawodach wygrywam z 50-latkami – śmieje się.

Osiągnięcia 73-latki rzeczywiście mogą wydawać się czymś niewyobrażalnym dla przeciętnego seniora, ale kobieta zapewnia, że nie chodzi o wymiar sportowych sukcesów, ale o to, by nie rezygnować z siebie – zwłaszcza w jesieni życia.

– Mogę być postrzegana w kategorii zawodowca, ale staram się udowadniać każdemu swoją osobą, że zawsze trzeba mieć marzenia, bez względu na wiek. Bez tego życie staje się pustką i wegetacją – podkreśla. – Aktywność fizyczna jest niezmiernie ważna. To nie slogan, że sport to zdrowie. Żaden lek nie zastąpi ruchu. Jeśli nie weźmiemy się za siebie teraz, to potem będziemy mieli problem z podniesieniem kartki z podłogi – dodaje.

Warto do końca walczyć o siebie także ze względu na bliskich. Pani Barbara czuje ciągle ich wsparcie, a moment, gdy są z niej dumni, to jeden z najpiękniejszych związanych ze sportem. – Traktuję to wszystko jako zabawę, sposób na zdrowie, a przy okazji każdy wie, kim jest najszybsza babcia! – cieszy się.