Jan Morawiec – maratończyk, który zadziwił świat

Zdobyć tytuł mistrza świata w maratonie (czyli biegu na dystansie 42 km i 195 m) to nie lada wyczyn. Ale co powiecie o osobie, która odniosła taki sukces w wieku 80 lat? Udało się to panu Janowi Morawcowi z Łodzi. Ponad 42 km pokonał w 4 godz., 4 min i niespełna 40 sek. Choć właściwie „udało się” nie jest w jego przypadku odpowiednim słowem. Pracował na swój sukces i swoją formę przez całe aktywnie spędzone życie.

Uzależniony od sportu

Jan Morawiec urodził się w latach 30. w łódzkiej dzielnicy Bałuty. Nie było komputerów i telewizorów, nie było też zbyt wielu rozrywek  – chłopcy ganiali się po podwórku albo grali w piłkę. I wtedy, i w trudnej powojennej rzeczywistości sport ubarwiał monotonne życie, a sekcje sportowe były trampoliną do lepszego, a przynajmniej ciekawszego świata. Janek marzył o kolarstwie, ale pierwszy rower dostał dopiero w wieku 16 lat. Składak średnio nadawał się do wyścigów, mimo to chłopak zapisał się do sekcji kolarskiej. Szło mu nieźle, raz wygrał nawet wyścig z Janem Kudrą, późniejszym zwycięzcą Tour de Pologne. Składany rower nie rokował jednak dobrze, a na lepszy sprzęt Morawców nie było stać.

Janek zmienił sekcję na bokserską. Był zwinny, ale drobny, nie chwycił bakcyla. Kochał sport, jednak wciąż nie mógł znaleźć dyscypliny dla siebie. Do dnia, kiedy wpadło mu w ręce ogłoszenie w jednej z lokalnych gazet. Szukali młodych talentów w bieganiu, pisali o zawodach w parku. Janek poszedł na nie praktycznie bez przygotowania i wygrał w cuglach. Za tydzień miał wziąć udział w zawodach okręgu łódzkiego na pięć kilometrów.

To już była poważniejsza sprawa. Chłopak coś tam wiedział o potrzebie treningu i rozgrzania mięśni, ale to właściwie wszystko. Nie miał pojęcia o regulowaniu tempa, nie nosił też dotąd butów z kolcami. Pomógł mu trener i Jan Morawiec w zawodach okręgowych zajął drugie miejsce. Zapisał się do klubu Społem Łódź (później zmienił go na Łódzki Klub Sportowy) i rozpoczął profesjonalne treningi. Miał niewątpliwy talent, trafił do reprezentacji Polski w lekkoatletyce, tak zwanego Wunderteamu (w składzie m.in. z Kazimierzem Zimnym, Zdzisławem Krzyszkowiakiem, Jerzym Chromikiem). Ale naprawdę spektakularne światowe sukcesy miał odnosić dopiero po zakończeniu kariery zawodowej.

– W czasach PRL maratony nie były w modzie, stawiano na krótsze dystanse. A ja od zawsze lubiłem te długie. Mój trener powtarzał mi, że ważne są biegi na 3 czy 5 km, a maratony to będę biegał na emeryturze. Jak się okazuje, miał rację – opowiadał pan Jan portalowi www.wformie24.pl.

Profesjonalną karierę, której najjaśniejszym punktem było mistrzostwo Polski w maratonie w 1962 roku, zakończył w roku 1968. – Kiedy miałem 35 lat, uznano, że jestem za stary na zawodowe uprawianie biegów. Sądzono, że mój czas już minął, że fizycznie nie dam rady – zwierzył się Jan Morawiec w jednym z wywiadów.

jan-morawiec

Rekordy na 80. urodziny

Bez biegania czuł się jednak jak ryba bez wody i… zaraz zaczął startować w mistrzostwach dla weteranów. Wybierał maratony, które zawsze tak lubił, a jego półki zaczęły wypełniać się kolejnymi pucharami. Dziś ma ich już około setki, medali – drugie tyle.

W roku 1998 postanowił wziąć udział w morderczym biegu na 100 km w Kaliszu – i ukończył go z powodzeniem oraz wynikiem 9 godz. 33 min 11 sek. Miał 65 lat. Wtedy stał się prawdziwą legendą już nie tylko w środowisku biegaczy.

Jednym z najbardziej owocnych sezonów w jego sportowej karierze okazał się rok 2013. Pan Jan kończył wówczas 80 lat i w prezencie sprawił sobie… cztery rekordy Polski w kategorii 80–84 lata. Pierwszym było pokonanie słynnego w środowisku biegaczy Cracovia Maraton w ciągu 4 godz. 1 min i 24 sek. Następnie ukończył z czasem 1 godz. 52 min i 20 sek. XXII Międzynarodowy Półmaraton Uliczny. Kolejnym wyczynem było pobicie o 3 min własnego rekordu w biegu na 10 000 m. Zakończył serię rekordem Polski uzyskanym w biegu na 5000 m w czasie 24 min 56,38 sek. I nabrał odwagi, by przyznać się do swojego największego marzenia: wystartowania w mistrzostwach świata.

Wielki sukces w butach z marketu

Wiedział, że da radę. Kłopot był tylko taki, że mistrzostwa świata weteranów w lekkoatletyce miały odbyć się w Porto Alegre w Brazylii. Sam bilet lotniczy przekraczał możliwości finansowe polskiego emeryta. Jan Morawiec był jednak chodzącą sportową legendą i znaleźli się ludzie – m.in. trener pana Jana Ryszard Goszczyński oraz trener i maratończyk Sławomir Nartel – którzy gotowi byli zrobić wiele, by doprowadzić do tego wyjazdu, przekonani, że Morawiec zadziwi cały świat. Okazało się, że mieli rację.

Wyprawę do Brazylii udało się sfinansować m.in. dzięki Programowi 60+, promującemu aktywny styl życia seniorów. Start w międzynarodowym maratonie poprzedziły sportowe analizy i solidny trening. Z tym ostatnim nie było kłopotów, bo Jan Morawiec trenuje regularnie od 60 lat. Dziś reprezentuje Amatorską Grupę Biegaczy RYSIOTEAM.

j-morawiec-ryszard-goszczynski

– Nie znam chyba drugiego tak wytrwałego człowieka – mówi trener Ryszard Goszczyński, który przygotowywał Jana Morawca do mistrzostw świata w Porto Alegre i wielu innych biegów. – Sport i bieganie są dla niego celem samym w sobie. Dziś wielu młodych ludzi biegających maratony stawia sobie za cel pokonanie bariery 4 godz., a kiedy to osiągną, dalsza praca przestaje ich interesować. Z Janem jest inaczej. Ciągle otwarty na nowe wyzwania, ciągle gotów do pracy nad swoją formą. Nie biega dla nagród, ale dla zdobywania własnych celów, i to chyba jest tajemnica jego sukcesów.

Jan Morawiec zwykle zaczyna dzień od lekkiego śniadania, a potem szykuje się do około dwugodzinnego biegu, zawsze poprzedzonego krótką rozgrzewką. Przed międzynarodowym maratonem do treningu dołączył popołudniowy masaż. Trenował co drugi dzień, aby organizm miał czas na regenerację. Pan Jan podkreśla zawsze znaczenie pracy trenera, który go motywował, dodawał otuchy i wiary w siebie.

Maratończyk nie przywiązuje za to zupełnie wagi do markowych butów i wielofunkcyjnej odzieży sportowej za grube pieniądze. Do biegu życia stanął w butach za 59 zł, które wypatrzyła mu żona. I zadziwił cały świat. Bo biegacz z Polski nie tylko zdobył tytuł mistrza świata jako najstarszy ze zgłoszonych zawodników. Swoim czasem 4 godz. 4 min 37 sek. wzbudził prawdziwą sensację. Wystarczy powiedzieć, że najlepszy zawodnik w młodszej grupie wiekowej, do 75 lat, dotarł do celu o półtorej godziny później.

Spełnienie marzenia i tytuł mistrza świata tylko na chwilę zaspokoiły pana Jana. Po Porto Alegre zapowiedział wprawdzie, że „rzuci to ściganie”, ale długo nie wytrwał w swoim postanowieniu. W sierpniu 2015 r. w Lyonie (Francja) Jan Morawiec, będąc już prawie 83-letnim biegaczem, obronił tytuł mistrza świata. Jego rezultat, uzyskany w ogromnym upale, to 4 godz. 12 min i 11 sek. W ten sposób stał się posiadaczem dwóch tytułów mistrza świata, zdobytych na dwóch następujących po sobie mistrzostwach.

Sport to zdrowie

Wciąż zaczyna dzień od lekkiego śniadania, a potem można go spotkać na ulubionej trasie z Retkini w kierunku Lutomierska. Miesięcznie pokonuje ok. 240 km. Podkreśla jednak, że z racji swojego wieku traktuje sport rozważnie i odpowiedzialnie. Co drugi dzień pozwala organizmowi odpocząć. Nie bierze udziału w więcej niż trzech maratonach rocznie. I regularnie się bada, ale prawdę mówiąc, lekarze nie mają z panem Janem zbyt wiele pracy. Żona Janina przyznaje, że „dzięki temu całemu bieganiu” odporność wyrobił sobie taką, że choroby w ogóle się go nie imają. Przeziębienie? Może z 10 lat temu. A z poważniejszych rzeczy przypomina sobie tylko otarcia, gdy maratończyk założył nowe buty.

– No, tak cudownie to znowu nie jest – prostuje pan Jan i przyznaje się do kłopotów ze słuchem. Ale nie narzeka. Niedawno dostał kosztowny aparat od jednego z producentów takiego sprzętu. Sprawdza, czy maszyneria działa lepiej od tej, której używał dotychczas.

Biega już kolejne pokolenie

A ma się czego nasłuchać – jest ojcem czwórki dzieci, dziadkiem licznych wnucząt, są już nawet prawnuki. Jeden z nich, Kacper Filipiak, dzieli ze słynnym dziadkiem pasję biegacza. A pan Jan cieszy się, że jego ukochane maratony stały się w Polsce takie popularne. Śmieje się na wspomnienie czasów, gdy mężczyzna w dresie biegający po osiedlu brany był za zboczeńca i wytykany palcami.

j-morawiec_wnuk-Kacper_R-Goszczynski

Ale przestrzega też przed traktowaniem biegania tylko jako doraźnego środka do zdobycia sukcesu. Nie rozumie maratończyków, którzy uaktywniają się raz w roku, na kilka tygodni przed startem. – Dla mnie regularny trening jest nie tylko ćwiczeniem ciała, ale także odpoczynkiem ducha  – mówi. Przyznaje, że podczas swych długodystansowych wypraw rozmyśla, oczyszcza umysł, porządkuje sobie życie. Może także dlatego czuje się uzależniony od biegania.

Maratończyk podkreśla, jak ważne dla osoby uprawiającej sport są regularne kontrole lekarskie i świadomość swojego stanu zdrowia. Przypomina śmierć zawodnika po maratonie „Biegnij Warszawo”. Jednocześnie nie ma wątpliwości, że każdy może znaleźć sport odpowiedni dla siebie, a aktywność ruchowa odwdzięczy się po latach – pozwala hartować organizm, dodaje sił i witalności, podtrzymuje ducha walki.

– Ja sam będę biegał tak długo, aż będę miał siłę wygrywać – mówi Jan Morawiec.

Zdjęcia dzięki uprzejmości Amatorskiej Grupa Biegaczy RYSIOTEAM.