Stawanie na głowie – rozmowa z Wojciechem Ziemniakiem
Wojciech Ziemniak – urodził się w 1956 r. w Czempiniu. Od 2005 r. poseł na Sejm RP. Absolwent poznańskiej AWF, nauczyciel wychowania fizycznego, były dyrektor Szkoły Podstawowej oraz Gimnazjum im. Polskich Olimpijczyków w Racocie. Działacz społeczny i sportowy zaangażowany w promocję aktywności fizycznej. Wiceprezes Stowarzyszenia „Akademii Mistrzów Sportu – Mistrzów Życia”. Od lat organizuje wyjazdy młodzieży szkolnej na Igrzyska Olimpijskie. Organizator sportowych imprez masowych i charytatywnych na rzecz dzieci, niepełnosprawnych i seniorów. Pomysłodawca i współorganizator Olimpiady bez Barier oraz Igrzysk Trzeciego Wieku w Racocie.
Od kiedy w Racocie, znanym z działalności klubu olimpijczyka Jantar, organizuje pan imprezy sportowe dla seniorów?
W 2006 r. w Racocie została oddana do użytku hala sportowa. Przed wszystkim miała służyć młodzieży szkolnej na zajęcia lekcyjne, ale postanowiliśmy też wrócić do idei Olimpiady Bez Barier. Z jednej strony była ona adresowana do osób niepełnosprawnych, a z drugiej – do osób starszych. W latach mojej młodości – w latach 60. czy nawet 70. – nie było takich obiektów. Mieliśmy w szkołach co najwyżej sale 18 na 9 metrów, to był standard.
Zaprosiliśmy różne środowiska, kluby seniora, organizacje zrzeszające osoby niepełnosprawne. To miała być prawdziwa impreza integracyjna. Stwierdziliśmy, że skoro zwykle każdy starszy człowiek cierpi na jakieś dolegliwości, zaczyna borykać się w pewnym stopniu z niepełnosprawnością, to i dla seniorów jest miejsce na Olimpiadzie Bez Barier.
Jakie bariery muszą pokonać osoby po 50. lub 60. roku życia, żeby z satysfakcją brać udział w takich imprezach jak te w Racocie?
Jakiś czas temu na terenie gminy Kościan zaczęły pojawiać się kluby seniora. W Racocie powstał klub o wdzięcznej nazwie „Złota jesień” i to do seniorów z tego klubu zwróciliśmy się z propozycją udziału w olimpiadzie podczas pierwszej edycji. Dowiedziały się o tym inne kluby z gminy, pomyśleliśmy: „Dlaczego ich też nie zaprosić?”. Tak też zrobiliśmy i w efekcie impreza rozrosła się do niesłychanych rozmiarów.
Czy uczestnicy nie bali się, że będą musieli podjąć rywalizację, skonfrontować się z innymi?
Nie, bo to jest impreza typowo rekreacyjno-sportowa. Chodzi nam bardziej o zabawę niż rywalizację sportową, choć element rywalizacji też wprowadziliśmy. Podzieliliśmy imprezę na dwie części: pierwszą – rekreacyjno-sportową, dla wszystkich, i drugą – konkurs sportowy dla drużyn. Drużyny są ośmioosobowe: składają się z czterech kobiet oraz czterech mężczyzn, i mają do wykonania zadania sportowe. Najpierw są eliminacje, potem finał.
Ta formuła doskonale się sprawdziła. Było widać, że niektórzy po raz pierwszy mają do czynienia z pewnymi czynnościami, np. z rzutami do kosza. Nie wszystkie panie wiedziały, jak rzucać, bo albo przez lata zapomniały, albo po prostu nigdy nie miały takiej okazji – jeżeli pochodziły z małych środowisk, to często w szkołach nie było sali, gdzie mogłyby uprawiać nawet podstawowe dyscypliny. To wszystko nie miało jednak znaczenia, bo technika rzutu była dowolna i chodziło o zabawę.
Całość wywiadu ukaże się w książce „Seniorze, trzymaj formę!”, którą Fundacja Instytut Łukasiewicza wyda w maju. Wydawnictwo jest współfinansowane przez Ministerstwo Sportu i Turystyki.