Sport to prawdziwe życie – rozmowa z Bohdanem Andrzejewskim

Bohdan Andrzejewski – urodził się w 1942 r. Szpadzista i florecista, mistrz świata z Hawany (1969) i medalista olimpijski (1968). Brązowy medal zdobył na Olimpiadzie w Meksyku, w turnieju drużynowym wspólnie z Kazimierzem Barbuskim, Michałem Butkiewiczem, Bohdanem Gonsiorem i Henrykiem Nielabą. Dwukrotny indywidualny mistrz Polski w szpadzie (1968, 1971). Absolwent stołecznej Akademii Wychowania Fizycznego. Długoletni zawodnik, a po zakończeniu kariery zawodniczej także trener w Legii Warszawa.

Co dał panu sport? Więcej spełnienia czy rozczarowań?

Ze sportem jest jak z życiem – bywa i tak, i tak. Mam kolegów, których spotkał różny los. Sportowcy są czasem uwikłani w pewne układy – zarząd chce jednego, trenerzy mają inne zdanie, sam sportowiec oczekuje jeszcze czegoś innego. To jak w rodzinie – raz się kłócą, raz się nie kłócą, raz jest fajnie, raz niefajnie.

Później, gdy zostałem trenerem kadry, sam dobrze się o tym przekonałem. Musiałem podejmować rozmaite decyzje i wtedy przemyślałem to, co mnie wcześniej jako sportowca bolało. Bo zawodnik niby się nadaje, mógłbym go wystawić, ale nie mogę, bo akurat jest taki, a nie inny układ w zespole. Tłumaczę to zawodnikowi, a on i tak nie może się z tym pogodzić.

W jaki sposób namawiać osoby w starszym wieku do tego, by chciały się ruszać?

Aktywnym można pozostać bardzo, bardzo długo! Przytoczę przykład jednego z moich mistrzów, Arkadiusza Brzezickiego. Zmarł 19 grudnia 2014 roku, w wieku 106 lat.

Pan Arkadiusz był szermierzem, tenisistą, myśliwym, pełnił funkcję prezesa sekcji szermierczej w Legii, był wydawcą „Arkady”, publikującej różne albumy o tematyce sportowej. Przyjaźnił się z Jerzym Pawłowskim, także wtedy, gdy Pawłowski miał poważne kłopoty. To był człowiek o bardzo szerokich horyzontach.

Kiedy obchodził setne urodziny, zaprowadził swoich podopiecznych pod brzózkę. Miała liczne konary. Pokazał je i powiedział: „Widzicie, tu się podciągam, tu robię skłony, a tu ćwiczenia, które pomagają mi zachowywać równowagę. To jest moje najlepsze lekarstwo”. Wszyscy szabliści, którzy przy tym byli, powtarzają tę historię.

Czy nie łatwiej to mówić komuś, kto – tak jak pan – ma za sobą karierę zawodniczą, aktywność właściwie przez całe życie, niż komuś, kto całe życie przesiedział za biurkiem?

To prawda, że nawyki związane z aktywnością powstają najczęściej w dzieciństwie – jeśli rodzice coś robią, są aktywni, to dziecko, chcąc nie chcąc, również nabiera przekonania, że trzeba się ruszać, biegać, że to jest przyjemność.

Jednak nigdy nie jest za późno, żeby zacząć. Samo podjęcie aktywności nie stanowi dużego problemu. To przede wszystkim kwestia naszego wyboru. Teraz mamy naprawdę dużo różnych propozycji.

Całość wywiadu ukaże się w książce „Seniorze, trzymaj formę!”, którą Fundacja Instytut Łukasiewicza wyda w maju. Wydawnictwo jest współfinansowane przez Ministerstwo Sportu i Turystyki.