Na parkiecie i na wulkanie
Taniec daje jej energię, radość, poczucie spełnienia. Praktycznie nie ma dnia, by nie ćwiczyła. Danuta Smolczewska – tancerka i cheerleaderka seniorka – już nie wyobraża sobie innego życia. Swoim entuzjazmem zaraziła wnuczkę. Koleżanki mogą jej zazdrościć babci, która występuje m.in. w telewizji.
Tańczyć zaczęła dopiero na emeryturze. Wcześniej jakoś nie było czasu, okazji, determinacji. Jednak zawsze lubiła się ruszać i kiedy przestała pracować, zapisała się na gimnastykę raz w tygodniu. Ale było jej mało. Wtedy gdzieś na osiedlu zobaczyła plakat: nabór do zespołu seniorek. Poszła sama, chciała spróbować.
Wirujące spódnice
Zespół przy Akademickim Ośrodku Inicjatyw Artystycznych to „Pełne wdzięku”. Od ośmiu lat pani Danuta i jej koleżanki ćwiczą pod okiem trenerki Agnieszki Cygan (wykładowczyni kierunku Taniec, Choreografia i Pedagogika Tańca w Akademii Humanistyczno–Ekonomicznej w Łodzi). Kiedy zaczynały, wszystkie seniorki były początkujące, zgrywały się. Teraz są na tyle dobrym zespołem, że nie przyjmują nikogo bez przygotowania tanecznego.
Trenują dwa razy w tygodniu. Wystarczy raz czy dwa nie przyjść na trening i już jest się do tyłu. – Cały czas trzymam rękę na pulsie. Ćwiczymy kolejne układy. To lepsze niż gimnastyka, bo tutaj całe ciało jest w ruchu, wszystkie mięśnie rozgrzane. No i mózg też pracuje, bo ciągle uczymy się czegoś nowego – wyjaśnia pani Danuta. – Poza tym taniec daje mi po prostu szczęście i radość. A mąż się cieszy, że mam zajęcie i wracam zadowolona. Nie narzekam!
No i te ciuchy… Zwiewne, kobiece. – Wirujemy, spódnice fruwają, to jest to! I żadne tam długie kiecki, tylko kolanko na wierzchu. Gdy się kręcimy, nóżki ładnie widać – śmieje się 70-latka.
Ciasno, duszno, wesoło
„Pełne wdzięku” przeszły eliminacje i zakwalifikowały się do występu w programie „Mam talent!”. Do Katowic pojechały dzień wcześniej i spędziły noc w hotelu, bo chciały być wyspane i w formie na występ – wiadomo. Następnego dnia rano trzeba było się stawić w Teatrze Śląskim.
Poszły, a tam ciasno, duszno, wesoło. Część uczestników koczowała na podłodze. Elegancko ubrany pan śpiewał piosenki Presleya, małe gimnastyczki w kolorowych getrach rozciągały się przy ścianach, pojawiły się także seniorki z gór, z którymi się zaprzyjaźniły. Godziny mijały. Ekipa programu przychodziła, nagrywała, robiła wywiady. W końcu, pod wieczór, nadszedł ich moment. Weszły na scenę.
– Dużo ludzi, głośno, powitali nas owacją. Stresowałam się, bo w takim wieku występować… Ale potem wytłumaczyłyśmy sobie, że staruszkom wolno się pomylić, ha ha! – śmieje się pani Danuta.
Zatańczyły historię o ucieczce z więzienia na motywach serialu „Dom z papieru”: były złodziejami w charakterystycznych strojach i maskach. – W sumie zwykły układ taneczny, ale szybszy, niżby się można po seniorkach spodziewać!
Emocje były ogromne. I choć „Pełne wdzięku” nie przeszły do półfinału, do dziś wspominają ten dzień. Pokonały tremę, wystąpiły przed ogromną publicznością i nie dały plamy przed jurorami. Co mówili? Coś miłego, lecz kto by to pamiętał, w takich emocjach były.
Cheerleaderki seniorki
Choć „Pełne wdzięku” występują i ćwiczą dość często, dla Danuty Smolczewskiej jeden zespół to za mało. Dlatego nie protestowała, kiedy kilka lat temu koleżanka wciągnęła ją do zespołu seniorek cheer-
leaderek przy Poleskim Ośrodku Sztuki filia Karolew w Łodzi. Tu taniec jest trochę inny, a stroje bardziej kolorowe: spódniczki w groszki, no i pompony – czerwone, niebieskie…
Treningi też są dwa razy w tygodniu, a same tańce – dość energetyczne, więc często panie się napocą. – Są wymagające, mimo że szpagatów od nas nikt nie żąda. Choć ja na przykład jeszcze go zrobię – mówi nasza bohaterka. Zostało jej to z czasów, gdy jako szczypiornistka stała na bramce w KS Łodzianka. – Co ja się wtedy na obronie tych szpagatów narobiłam! Byłam w tym niezła – śmieje się dziś.
Trenerka cheerleaderek, Patrycja Alenkuć, trzyma poziom swoich tancerek, bo każdy kolejny występ to walka o trofeum. Danuta Smolczewska pamięta jedno z pierwszych, za I miejsce na konkursie zespołów seniorów w Opocznie: – To małe sukcesy, które naprawdę radują. Cieszy nas to, że widać efekt naszej pracy.
Panie stały się tak popularne, że są zapraszane przez stacje telewizyjne – do programów śniadaniowych, na spotkania na dachu, wywiady…
Pani Danuta przyznaje, że z początku takie występy, nawet na małych festiwalach, bardzo je tremowały. Ćwiczyły do ostatniej minuty, całe w nerwach. Do dziś na treningach pilnują się, ćwiczą, nie chcą się pomylić. Ale już nie stresują się tak jak kiedyś.
– Otrzaskałyśmy się z publicznością, ze sceną. Pojawiło się coś takiego jak sceniczna rutyna. Nawet gdy się pomylimy, widzimy to tylko my, a nie ktoś z zewnątrz. Tak było, gdy tańczyłyśmy na dachu w „Dzień dobry TVN”. Widzowie myśleli, że tak właśnie miało być – śmieje się seniorka.
W październiku 2021 r., po COVID-owej przerwie, treningi cheerleaderek zostały wznowione.
– Jak fantastycznie było wrócić! Strasznie mi ich brakowało, kości się zastały – tłumaczy Danuta Smolczewska. A teraz seniorki muszą się szykować do nowych turniejów, by zdobywać nagrody.
Po lesie, wśród śniegu
Podczas pandemii, kiedy treningi taneczne były zawieszone, pani Danuta musiała sobie czymś wypełnić dziurę po nich. Zaczęła więc chodzić z kijkami – z początku sama, niedaleko, po 40 minut. Potem z koleżankami. Było super, jedynie deszcz mógł im pokrzyżować plany. Jednak jeśli nie padało, to mróz nie mróz, wiatr nie wiatr – szły do lasu. – Ośnieżone drzewa, cisza, po prostu pięknie. Aż mnie coś w środku ściskało – wspomina nasza bohaterka. Chodziły cztery razy w tygodniu. Teraz, kiedy zaczną się tańce, trudno będzie utrzymać takie tempo.
W czasie gdy szalał wirus, Danuta Smolczewska nie mogła też robić tego, co poza tańcem kocha chyba najbardziej: podróżować. Dopiero w sierpniu pojechała na Sycylię, by tam odpocząć z córką. Co roku spędzają razem wakacje (córka mieszka na stałe w Lyonie, zięć jest Sycylijczykiem).
– I niech sobie pani wyobrazi, jaka byłam z siebie dumna. Kiedyś wybraliśmy się na wycieczkę nad jeziorko z wodospadem. Niby szło się tylko 4 km do kotliny, lecz przy 40°C. W samo południe trzeba było wracać stromo pod górę. Nie było się gdzie schować przed tym słońcem. Nawet gdy zawiał wiatr, to gorący, więc niewiele to dawało. Myślałam, że tam zemdleję. Ale dałam radę, wydarłam pod tę górę. Kiedy doszliśmy na miejsce, wylałam na siebie garnek wody – opowiada pani Danuta.
Sycylię zwiedzała kilka razy: Syrakuzy, Agrigento, Cefalu, Noto… Do dziś wspomina przepiękną plażę w Ragusie i pływanie w ciepłym morzu. Albo Sardynię, gdzie była już kilka razy. – Pojechaliśmy motorówką na plaże, które są niedostępne od strony lądu. Piasek był bielusieńki. Oglądaliśmy tam też jaskinie od strony morza. Było cudownie – rozpamiętuje seniorka.
Francję również zdążyła pozwiedzać: Lyon, czyli miasto, w którym mieszka jej córka, oczywiście Paryż, zamki nad Loarą. Zimą, w wieku 50 lat, pojechała w Alpy z zięciem i córką. Tam stawiała pierwsze kroki w trudnej sztuce jazdy na nartach. (Uczył on. Łatwo nie było, ale nauczył). Jeszcze w 2019 r. szusowała w Combloux i chodziła po górach w rakietach śnieżnych… A rok później, w lutym 2020 r., wdrapała się na wulkan Monte Corona na Lanzarote.
Do Anglii także zdążyła wyskoczyć – do koleżanki, obejrzeć klify i słynne neolityczne rzeźby Stonehenge.
Przepływ energii
Pani Danuta przyznaje, że bardzo potrzebuje aktywności i kontaktu z ludźmi.
– Niektórzy seniorzy się ich boją. Czują się zbyt skrępowani, żeby np. iść sami do klubu. Ja jestem inna. Wolę ćwiczyć w grupie, niż siedzieć w domu, gotować i sprzątać. Dla psychicznego zdrowia potrzebny mi jest stały kontakt z drugim człowiekiem; taki przepływ energii, który procentuje – tłumaczy.
Oprócz tego, że trenuje, opiekuje się 96-letnią mamą. – Jest w dobrej kondycji, choć nigdy nie uprawiała sportu – śmieje się Danuta Smolczewska. Natomiast jej wnuczka, dziś 12-letnia, chce trenować z babcią. I choć woli własną muzykę i styl, to kilka razy była z nią na zajęciach tanecznych i próbowała ćwiczyć. – Chyba to lubi – cieszy się nasza bohaterka.