Modelarstwo – sport dla wszystkich, którzy marzą o lataniu

Modelarstwo to nie tylko żmudna dłubanina i godziny poświęcone na sklejanie maleńkich elementów. To również emocje, satysfakcja, że robi się coś samemu, możliwość poznania innych pasjonatów. A także ruch na świeżym powietrzu, kiedy w końcu stworzony przez nas model wzbije się w przestworza. Idealne hobby dla osób w każdym wieku, uczące cierpliwości, samozaparcia, uwalniające głowę od trosk i problemów.

Są dwa rodzaje modelarstwa. Pierwszy to modelarstwo statyczne, które po prostu daje satysfakcję z tego, że skleiło się skomplikowany, plastikowy model, wierną kopię prawdziwej maszyny. Uprawia się je w zaciszu domowym. Modelarze spotykają się w internecie, dyskutują o problemach natury technicznej: czym malować model, czym go kleić, jak udokumentować odwzorowanie wnętrza? Przy okazji można zgłębiać historię lotnictwa i dowiedzieć się ciekawych rzeczy.Drugi rodzaj modelarstwa jest uprawiany w klubach, tzw. modelarniach lotniczych. Zajęcia prowadzi instruktor, który najczęściej bierze też udział w zawodach modelarskich. Kursanci z czasem tworzą coraz bardziej skomplikowane modele, np. zdalnie sterowane. Spotykają się na lotnisku, gdzie regulują swoje miniaturowe samoloty tak, by latały jak najdłużej. Mają szansę doświadczyć prawdziwego sportowego współzawodnictwa.

– Modelarstwo to kapitalna okazja, by wiele się nauczyć, rozwinąć wyobraźnię techniczną – zachęca Bogdan Wierzba, przewodniczący Komisji Modelarskiej Aeroklubu Polskiego. – Młodzież, która wcześniej miała z tym coś wspólnego, znakomicie radzi sobie później na studiach. Zostają inżynierami, często przez całe życie są związani z modelarnią. Seniorzy trafiają się u nas rzadziej. A szkoda, bo to fantastyczna, ciekawa forma spędzania wolnego czasu. I okazja do ruchu na świeżym powietrzu.

Zawody modelarskie to co prawda nie lekka atletyka, w której człowiek musi przebiec wiele kilometrów. Choć i takie sytuacje się zdarzają: bo jak taki model swobodnie latający, niesterowany radiem, nietrzymany na uwięzi nam ucieka, a kosztuje parę tysięcy złotych, to nie ma żartów. Trzeba za nim gonić, żeby go odzyskać. Dotyczy to jednak przeważnie modelarzy wyczynowych. Na poziomie amatorskim modelarstwo to zajęcie dla każdego, niezależnie od wieku. Początkujący adepci tego sportu nie muszą biegać po lotnisku. W wielu konkurencjach bierze się nadajnik do zdalnego sterowania i wykonuje się różnego rodzaju ewolucje, manewry akrobatyczne. A jednocześnie mamy trochę ruchu – w sam raz dla rozruszania kości – sporo emocji, relaks i zastrzyk świeżego powietrza.

Modele redukcyjne i swobodnie latające

Konkurencji modelarstwa lotniczego jest mnóstwo. Dzieli się ono na sześć zasadniczych kategorii. F1 to modele latające swobodne. Nie są sterowane linkami ani drogą radiową. Modelarz bierze swój model o rozpiętości skrzydeł np. 2 m, podczepia linkę holowniczą o długości 50 m i holuje “statek powietrzny” pod wiatr. Linka samoistnie odczepia się, gdy szybowiec osiągnie pułap 50 m. W tym momencie sędziowie włączają stopery.

– Każdy lot obserwuje dwójka chronometrażystów – opowiada Wierzba. – Mierzą czas lotu. Wygrywa ten zawodnik, którego model najdłużej przebywał w powietrzu.

W tej kategorii znajdują się również modele z silnikiem gumowym. Modelarz wyrzuca miniaturowy samolot w górę jak oszczep, na wysokość ok. 10 m, a wówczas automatycznie załączają się napęd i silnik gumowy, który wynosi model na odpowiednią wysokość.

W egzemplarzu z napędem silnikowym trzeba zatankować paliwo i wyrzucić go do góry. Praca silnika nie może trwać dłużej niż 4 sekundy. Ustaje, gdy model znajduje się na konkretnej wysokości (np. 150 m) ponad ziemią.

W innej konkurencji startują mikromodele z napędem gumowym ważące po kilka gramów. Te latają w halach sportowych.

– Kolejna kategoria to F2, czyli modele latające na uwięzi – wylicza Wierzba. – Modelarz stoi pośrodku, a „pojazd” lata wokół niego na linkach kilkunastometrowej długości. W pierwszej konkurencji chodzi o uzyskanie jak największej prędkości. W przypadku mistrzów to nawet 320 km/h.

W drugiej konkurencji piloci prezentują 16 manewrów akrobacji lotniczej. W kolejnej startują jednocześnie dwa, a nawet trzy “statki powietrzne”: trzech pilotów stoi w kręgu, a ich modele wyścigowe pędzą z szybkością 160–170 km/h. To dość niebezpieczna kategoria, dlatego tor jest ogrodzony solidną siatką.

Kategoria F3 to zdalnie sterowane modele samolotów oraz kilka konkurencji szybowców. W jednej z nich w ciągu dwóch dni piloci mają wylatać kilkanaście zadań wymyślonych przez organizatora zawodów. Ciekawie wygląda start: zawodnik trzyma w jednej ręce nadajnik do zdalnego sterowania, drugą chwyta za ucho swój model i energicznie wyrzuca szybowczyk do góry z obrotu.

– Zdarzają się osiłki, co potrafią wyrzucić model o rozpiętości skrzydeł 1,5 m na wysokość 70 m – mówi Wierzba. – Ale to konkurencja nie tylko dla silnych i młodych osób. Uprawiają ją także seniorzy i czerpią radość z takiego latania. A są i takie modele, gdzie szybowiec jest holowany za pomocą wyciągarki i dzięki temu wznosi się na wysoki pułap. Istnieją nawet motoszybowce z napędem elektrycznym, o rozpiętości skrzydeł 4,5 m.

F4 to grupa “maszyn” redukcyjnych: modelarze przez dwa, trzy lata budują makiety. Wielokrotny Mistrz Świata Marian Kaziród budował model czterosilnikowego bombowca Avro Lancaster przez 6,5 tys. godzin! Model ma ok. 2 m rozpiętości i odwzorowano w nim wszystkie, nawet najdrobniejsze szczegóły: wciąga podwozie, zrzuca bomby, ma funkcję sterowania prędkością. Lata na uwięzi wokół pilota i demonstruje manewry wykonywane przez oryginał.

Są też takie egzemplarze, które nie wymagają ani napędu gumowego, ani spalinowego, ani holowania linką. Modelarze spotykają się na zboczu góry, raczą się pięknymi widokami, przyrodą wokół, a ich modele swobodnie sobie szybują. Automatycznym pilotem jest tutaj magnes. Jeśli wiatr wytrąci samolot z toru lotu, magnes kieruje go z powrotem na właściwą drogę.

– Polacy są w tym potęgą – podkreśla Wierzba. – Jak również w modelarstwie kosmicznym, czego potwierdzeniem są ostatnie Mistrzostwa Świata Modeli Kosmicznych dla Seniorów i Juniorów w Rumunii. Polska reprezentacja, startująca w 16 różnych konkurencjach, zdobyła tam aż 29 medali! Gorzej to wygląda w konkurencjach modeli zdalnie sterowanych. Jesteśmy opóźnieni w stosunku do krajów bardziej rozwiniętych. Później nas było stać na to, by zdobywać doświadczenie. Gdybym jako mały chłopiec zechciał mieć aparaturę do zdalnego sterowania, to tata musiałby pracować na spełnienie mojej zachcianki przez osiem miesięcy. Dziś taki wydatek to maleńki fragmencik przeciętnej pensji. Ta przepaść między nami a Zachodem mści się do dziś.

Modelarnia nie tylko dla młodych

Zazwyczaj budowanie modeli kojarzy się ze ślęczeniem nad stołem i żmudnym sklejaniem maleńkich części. Ale to jedynie część prawdy. W modelarni więcej się stoi i chodzi po pracowni, niż siedzi na krzesełku. Czasem trzeba coś przepiłować albo się schylić i wywiercić wiertarką jakieś otworki. Niekiedy musimy ciężko popracować, żeby obrobić listewkę czy wyszlifować coś ręcznie. Jak się siedzi, to na pewno nie da się zbudować szkieletu skrzydła, który składa się z żeberek i listewek. Musimy wstać i nachylić się nad stołem, bo wyłącznie widok z góry gwarantuje, że zobaczymy każdą niedoskonałość, nierówność.

Cierpliwość w modelarstwie to rzecz najważniejsza. Obok niej: dokładność i precyzja. Jeśli ktoś ma dobry wzrok, może sklejać maleńkie elementy. A jeśli ma gorszy, to musi posiłkować się lupą.

Na amatorskim poziomie nie są potrzebne jakieś wielkie pieniądze. Przeciętny model do składania kosztuje ok. 400 zł. Dostajemy gotowe, wycięte ploterem elementy, a naszym zadaniem jest posklejanie ich w całość. Do tego niezbędne będą jeszcze farby, kleje, aparatura do zdalnego sterowania – ale to wszystko nie musi być od razu najwyższych lotów. Koszty wzrastają, jeśli chcemy bawić się w modelarstwo zawodowo, jeździć na zawody w ramach Pucharu Polski, na mistrzostwa Polski czy na imprezy z cyklu Pucharu Świata. Wtedy model na poziomie wyczynowym może kosztować od 2 tys. do nawet 12 tys. zł.

Z modelarstwem wiąże się także turystyka. W ciągu roku organizowanych jest od 130 do 150 różnych imprez, eventów, zawodów. Modelarze latają też na zawody międzynarodowe. Raz spotykają się w Łebie, innym razem w Chinach albo we Włoszech. To fantastyczna forma zwiedzania świata.

Wokół modelarstwa tworzy się zatem cała społeczność, można miło spędzić czas z przyjaciółmi, wymienić się wiedzą, doświadczeniami, faktami historycznymi na temat lotnictwa.

– Zdarza się, że młodzież w wieku 14–16 lat nic na zajęciach nie buduje, tylko bardzo ochoczo rozmawia: ja przeczytałem o takim modelu, ja o takim. Albo tutaj buduje modele latające, a w domu redukcyjne, plastikowe – opowiada Wierzba. – Rozwija się piękna dyskusja. Nie rozrabiają, nie nudzą się, są uczestnikami świetnego spotkania, wymieniają się wiadomościami.

Spotykając się w modelarni, dzielimy się też doświadczeniami. Ktoś np. jest urzędnikiem i nie ma kontaktu z techniką, a jeśli cokolwiek w domu się zepsuje, to ma kłopot. Tu znajdzie ratunek, bo w klubie funkcjonuje coś na kształt darmowego punktu porad. Zawsze jest ktoś, kto podpowie, jak zaradzić grzaniu się silnika w samochodzie albo kłopotom z pralką. Ktoś inny pracuje jako stolarz, więc od razu rozwiąże problem z rozklekotanym krzesłem i doradzi, jak zrobić renowację mebli po dziadkach. W takim klubie człowiek nigdy się nie nudzi, nie myśli, że coś go boli, że doskwiera mu samotność. Zamiast tego pojawia się radość: zbudowałem coś samodzielnie, mimo że jestem w zaawansowanym wieku. Mało tego, że zrobiłem to własnymi rękami – to jeszcze to coś lata!

– Sądzę, że powodem, dla którego nie mamy w klubie seniorów, jest fakt, że kiedy pada hasło: „Zapisz się do modelarni”, to absolutnie każdy senior ma przekonanie, że kierujemy je do dzieci. Jeśli nie zmienimy tego stereotypowego myślenia, nie będzie seniorów w tym sporcie.

Modelarstwo to hobby uczące cierpliwości, bo na sukces trzeba tutaj popracować rok, dwa. Uspokaja, wytłumia, pochłania tak mocno, że złe emocje znikają. Ułatwia edukację na każdym etapie. Wszędzie procentuje. Młodzi, którzy chodzili do modelarni, lepiej radzą sobie później na studiach. To też dobra szkoła organizacji swojego życia i czasu. Bardzo ważne jest, żeby zachować we wszystkim umiar. Oczywiście zdarzają się wyjątkowe sytuacje, np. konkretny termin albo konieczność zbudowania bardziej skomplikowanego fragmentu.

– Zdarzyło mi się przesiedzieć całą noc przed zawodami, bo dopieszczałem swój model – przyznaje Wierzba. – A później człowiek dosypiał w drodze. Ale jeśli proporcje są zachowane, to nie grozi nam, że zwariujemy i zatracimy się w tym na całe dnie.

Sen o lataniu

Nie każdy może zostać pilotem. Wielu ludzi marzy o lataniu, lecz jedynie nielicznym się udaje. Decyduje o tym czynnik finansowy. A czasami zdrowotny: coś jest nie tak z oddychaniem lub z sercem, tymczasem pilot musi być w stu procentach sprawny.

– Jak miałem naście lat, marzyłem o tym, żeby latać na szybowcach – wyznaje Wierzba. – Poszliśmy z koleżanką do kierownika lokalnego aeroklubu. Jak tylko zobaczył, że mamy na nosach okulary, od razu stwierdził: „Na pewno nie polatacie”. A ja tak bardzo chciałem fruwać! Jakiś czas później zobaczyłem czasopisma techniczne u swojego braciszka i zainteresowałem się budowaniem modeli. Pierwszy, typu „Czajka”, zbudowałem jako ośmiolatek. Dobrze mi poszło, więc brat kupił w składnicy harcerskiej kolejny model, szybowca „Czyżyk”, o konstrukcji żeberkowej. Jak miałem 10 lat, zbudowałem „Dzięcioła”. To była radość nie z tej ziemi! Nie dość, że samodzielnie skleiłem niesamowicie skomplikowaną (jak na moje możliwości) konstrukcję, to jeszcze ta konstrukcja latała. Gdy byłem nieco starszy, zbudowałem radiową aparaturę do zdalnego sterowania – na lampach bateryjnych. To były bardzo silne bodźce, ogromna satysfakcja, że samemu potrafi się robić takie rzeczy.

Wierzba zajmuje się modelarstwem od ponad 50 lat. Latał sportowo makietami samolotów na uwięzi. Jak twierdzi, jego dorobek zawodniczy nie jest zbyt duży. To dlatego, że dość szybko postanowił zostać instruktorem i utworzyć klub. Temu się poświęcił. Przez kilkanaście lat pracował zawodowo w wydziale modelarstwa w Aeroklubie Polskim. Obecnie pełni społeczną funkcję Przewodniczącego Komisji Modelarskiej Aeroklubu Polskiego i jest członkiem międzynarodowej Podkomisji ds. Edukacji CIAM FAI. Został organizatorem życia modelarskiego i propagatorem tego sportu. Jego największą dumą są sukcesy jego wychowanków, ludzi, których namówił do modelarstwa.

– Są wśród nich piloci maszyn pasażerskich, sportowcy szybownicy – wylicza z satysfakcją. – Mamy wychowanka, który jako maturzysta zaczynał u nas budować modele, a później wyfrunął do Ameryki i od 2000 r. jest pracownikiem NASA. Inny, doktor fizyki w laboratorium w Londynie, do dziś wspomina lata spędzone w Aeromodelklubie. Naprawdę warto przyjść do modelarni.