Jan Dąbroś z Niepołomic: Lubię być między ludźmi

Inni boją się emerytury, nie wyobrażają sobie życia bez codziennej rutyny, pracy. U Jana Dąbrosia (68 l.) wszystko odbyło się inaczej: został emerytem z dnia na dzień i nawet nie zdążył się przestraszyć. 27 grudnia 2006 roku dowiedział się, że ma przyjść na ostatni dyżur, a potem z czystym sumieniem może się cieszyć wolnością. A ponieważ pan Jan to niespokojny duch, już 29 grudnia stwierdził, że czas zacząć działać. Rozpędził się nie na żarty. Funkcji społecznych ma dziś co niemiara. Zasiada w kilku radach: parafialnej, osiedla Śródmieście i stowarzyszenia Lepsze Niepołomice, jest członkiem klubu sportowego Puszcza i Polskiego Czerwonego Krzyża, chodzi na basen i wykłady uniwersytetu trzeciego wieku, uczestniczy w spartakiadach senioralnych, śpiewa w chórze i dorabia jako stróż na Zamku Królewskim w Niepołomicach. – Lubię być między ludźmi, to mnie napędza, motywuje, goni do przodu – zaznacza Jan Dąbroś.

W lokomotywie pociągów pasażerskich i towarowych spędził ponad 35 lat. Zjeździł Polskę wzdłuż i wszerz. Woził ludzi i ładunki. Uważa, że zawód maszynisty jest najlepszy na świecie. – Proponowano mi, bym został dyspozytorem. Ale siedzenie to nie dla mnie, nuda – mówi pan Jan, kręcąc głową. – Dlatego zdecydowałem się na emeryturę, nie blokowałem miejsca. Wówczas kolej przeżywała trudne czasy, brakowało pracy dla wszystkich. Intuicja mi podpowiadała, że muszę odłożyć sentymenty na bok i mimo wszystko ustąpić miejsca młodszym, by nie wylądowali na bezrobociu – opowiada.

Za koleją, owszem, tęskni. Swoją ulubioną trasę Kraków – Plaveč (Słowacja) mógłby pokonać z zamkniętymi oczami, do dzisiaj wspomina ją z umiłowaniem.

– Do Tarnowa jedziemy bardzo szybko, do Nowego Sącza nie przekraczamy sześćdziesiątki, przez Dolinę Popradu – maksymalnie 50 na godzinę. Wolna, niemalże cicha jazda, a za oknem obraz jak z bajki: noc, góry, drzewa. Światła lokomotywy rozświetlają wszystko wokół. Człowiek jakby rozpuszczał się w tym pięknie gór i drzew, istna medytacja! – zachwyca się nasz rozmówca.

Dąbroś ma moc

Intuicja nie zawiodła niepołomickiego kolejarza. „Spokojne” życie emeryta zaczął od organizowania akcji oddawania krwi. Sam się nią dzielił jako honorowy dawca, oddał ponad 30 litrów. Zawsze też zachęcał innych do dobrych uczynków. A raz w roku najaktywniejsi członkowie PCK brali udział w zawodach sportowych. Opracowaniem programu spartakiad honorowych dawców krwi zajmował się właśnie pan Jan.

– Proszę jednak nie myśleć, że praca papierkowa całkowicie mnie pochłonęła. O nie, we wszystkich zawodach brałem czynny udział. Jakże inaczej? Sport to emocje – podkreśla.

To, że pan Jan ma moc, nie podlega dyskusji. W podnoszeniu ciężarów nie było i nie ma lepszych od niego. W rzucie piłką palantową też, a i w biegu na 60 metrów nasz bohater jest mistrzem, i to wielokrotnym. O strzelectwie także nie sposób zapomnieć: Jan Dąbroś zawsze staje na podium, rywale patrzą z zazdrością na jego tarcze. W domu już miejsca brak na medale i puchary, które zdobywał najpierw na zawodach kolejarzy, potem – honorowych dawców krwi, a teraz – seniorów.

– Moje nazwisko, Dąbroś, pochodzi od dwóch słów: „dąb rośnie”. Dlatego wygrywam, czyli wciąż rosnę – mówi ze śmiechem emerytowany kolejarz. – Nie ma co owijać w bawełnę, lubię zwyciężać. Adrenalina czasem podskakuje tak, że startuję wcześniej, niż sędzia zagwiżdże. Raz przez te nerwy i falstarty mało mnie nie zdyskwalifikowano z biegów – dodaje.

Żałuje, że i dzisiaj nie może dzielić się krwią z potrzebującymi. Podczas jednej z akcji przypadkiem wykryto u pana Jana wadę serca. Po operacji i wszczepieniu rozrusznika już nie mógł być krwiodawcą. Wtedy postanowił dzielić się czymś innym.

Znaleźć się we właściwym miejscu

Znalazł się w idealnym momencie we właściwym miejscu. A mianowicie: Paweł Pawłowski, lokalny aktywista, właśnie powołał Niepołomicki Bank Czasu – inicjatywę, w ramach której ludzie mieli sobie nawzajem pomagać. Na przykład: pani Zosia może popilnować komuś dzieci, ale potrzebuje, by ktoś jej naprawił bramę. Pan Zygmunt wykosi trawę i wyczyści kanalizację, a jednocześnie prosi o wsparcie w sprzątaniu i myciu okien.

Jan Dąbroś nie mógł uwierzyć własnym uszom, czuł się jak największy farciarz. Niepołomicki Bank Czasu to było nawet więcej niż spełnienie jego marzeń.

– Nie cierpię siedzieć w domu, dobrze się czuję, gdy jestem wśród ludzi. Nie chodzi mi jednak o to, aby spotkać się z kimś na pogawędce i herbatce. Robić coś pożytecznego to jest to, co mnie cieszy, podnosi na duchu, daje energię – opowiada pan Jan.

Zgłosił się jako pierwszy wolontariusz. Aktywniejszego pracownika nie było w Banku przez cały okres jego funkcjonowania. Jan Dąbroś nie gardził żadną pracą: układał płytki w łazience, naprawiał drzwi, rozładowywał drewno, malował, tapetował, szlifował. Jako złota rączka bezinteresownie pomagał innym seniorom.

– Sporo godzin przepracowałem w ciągu roku w Banku. Ciekawe doświadczenie, frajdę niesamowitą przeżyłem. A praca fizyczna to też aktywność, mobilizacja, skupienie, czyli wszystko, co jest niezbędne do zdrowego trybu życia – wspomina.

– Panie Janie, a pan zgłaszał do Banku swoje potrzeby?

– Nie, po co? Ja nic nie potrzebowałem. Aktywny senior radzi sobie sam!

Sentymentalna podróż po lesie

Potem Jan Dąbroś na dobre wciągnął się w geocaching, również dzięki lokalnemu działaczowi Pawłowi Pawłowskiemu.

Geocaching to gra terenowa polegająca na poszukiwaniu skrytek (ang. geocache) przygotowanych przez innych uczestników zabawy. Ukrywane w interesujących miejscach skrytki zawierają dziennik odwiedzin, do którego wpisują się kolejni znalazcy, oraz drobne upominki na wymianę.

Pan Jan był w drużynie, która ukrywała skrytki w Puszczy Niepołomickiej. Inaczej być nie mogło, jest w końcu rodowitym niepołomiczaninem, las zna jak własną kieszeń.

– Uznałem, że geocaching jest grą nie tylko interesującą, ale także pożyteczną. Raz, że dzieci, młodzież, dorośli wsiądą na rower, zaktywizują się. Dwa: poznają przyrodę, jej piękno. Trzy: zabawią się przy szukaniu skarbów. Jak by mogło mnie zabraknąć w takim wspaniałym projekcie. Zwłaszcza że wtedy i my, seniorzy, popedałowaliśmy sobie solidnie – mówi. Wynik rowerowy był naprawdę imponujący i znacznie przekraczał setkę kilometrów, bo seniorzy tworzyli skrytki w różnych miejscach gminy Niepołomice i sąsiedniej Kłaj, dość odległych od siebie.

W puszczy pan Jan spędzał wówczas całe dnie. Nie ukrywa, że zwiedzanie okolicy skłaniało go do sentymentalnych wspomnień: – Gdy pracowałem na kolei, musiałem przejść 5 kilometrów przez las, żeby dotrzeć na najbliższą stację w Szarowie. Znałem każdą ścieżkę, każdy krzaczek, dziki i sarenki mnie witały. Ani one nie uciekały przede mną, ani ja w nocy nie bałem się iść, taka idylla między nami panowała. Dlatego też chętnie wziąłem udział w geocachingu, miałem okazję do miłych wspominków.

Na sportowo i śpiewająco

Jan Dąbroś cieszy się, że w jego okolicy nie zapomniano o seniorach. Systematycznie odbywają się tu imprezy sportowe, ale i artystyczne, integrujące osoby 60+. Pan Jan żadnego wydarzenia, zwłaszcza sportowego, nie odpuszcza, choć nie ma już gdzie chować pucharów. Konkurencja, rywalizacja to jego żywioł.

Przeciąganie liny, obowiązkowy punkt każdych zawodów, nasz bohater ma opanowane w najmniejszych detalach. Wie, kogo na jakiej pozycji ustawić, aby wygrać. – Zazwyczaj w drużynie jest trzech mężczyzn i jedna kobieta. Przy odpowiedniej strategii można w prawie

100% przypadków pokonać przeciwników – tłumaczy. – Choć zabawy mamy po pachy, i tę dyscyplinę traktuję z powagą. Bo, powtórzę się, po prostu lubię wygrywać – dodaje.

Przyznaje się bez bicia: do roweru aż taką wielką miłością nie pała. Mimo że jeździ od dziecka, i to niemało. – Owszem, mam rower, ale to raczej środek transportu niż sport – uściśla. – Bardziej zapalonym dwukołowcem jest mój kolega Stanisław Wojas. On to by z roweru nie zsiadał przez 24 godziny na dobę – mówi z podziwem.

– Panie Janie, nawet do Czarnego Stawu (znane wśród rowerzystów miejsce docelowe w Puszczy Niepołomickiej – przyp. red.) pan nie pedałuje?

– Jakże nie, od czasu od czasu się tam zapuszczam. Ale to trasa dla bobasa: 15–20 kilometrów w jedną stronę. Jaki to sport?

Pan Jan lubi też śpiewać. W chórze seniorów jest 20 pań i 5 panów. Występują na oficjalnych uroczystościach i swoich wewnętrznych imprezach.

– Raz Janusz Jagła, prezes Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Niepołomickiej, załatwił nam występ w Filharmonii Częstochowskiej! To dopiero były przeżycia. Olbrzymia scena, pełna widownia, brawa na stojąco po koncercie – zachwyca się pan Jan. – Może uda się zaśpiewać także na scenie Filharmonii Krakowskiej. To byłby dla nas zaszczyt – rozmarza się.

W radzie parafialnej również liczą się z jego zdaniem. Współdecyduje bowiem o ważnych sprawach, takich jak zbiórka pieniędzy na remont kościoła, kapliczek, nagrobków, różnego rodzaju prace naprawcze, organizowanie uroczystości religijnych. Zadań jest sporo, a pan Jan nie kryje zadowolenia. Przecież o to mu właśnie chodzi: żeby być aktywnym, w nieustającym ruchu, ale także pożytecznym, działającym na rzecz innych. Remont dachu kościoła w Niepołomicach pochłonął milion złotych, z czego 600 tysięcy pochodziło z datków mieszkańców – które zbierał m.in. Jan Dąbroś.

– Po zakończeniu prac na zaproszenie proboszcza wszedłem na samą górę naszego kościoła, gdzie dla mieszkańców nie ma otwartego dostępu. Zobaczyłem ogrom pracy, którą wykonano za zebrane pieniądze. Ujrzałem też moje Niepołomice po raz pierwszy z tak wysoka. Nie wyobrażałem sobie, że ten widok zrobi na mnie tak wielkie wrażenie. Zabrzmi to nieco egoistycznie, ale cieszę się, że zasiadam w radzie parafialnej i miałem okazję przeżyć te niezapomniane chwile.

Posłowie o basenie

– Musimy niestety kończyć nasze spotkanie – przerywa nagle pan Jan.

O 18.50 idzie na basen, a na zegarze już 18.30. Kiedy zapisywał się na zajęcia, był przekonany, że chodzi o swobodne pływanie w wodzie. Okazało się, że uczestnicy muszą ćwiczyć pod pilnym okiem instruktorki aqua aerobiku. Nie mógł sobie jednak odmówić przyjemności i po zajęciach jeszcze trochę popływał.

Ubolewa, że na basenie znowu pluskały się same panie i był jedynym mężczyzną w senioralnej grupie. Uważa, że panowie mogliby się uczyć aktywności od kobiet.

– Pani instruktorka takie wygibasy nam kazała robić pod wodą, że ledwo doszedłem do domu, padłem i spałem przez całą noc. Jak dziecko.