Czesław Beer: Starość fundujemy sobie sami – a przecież można przed nią uciec!

Choć za kilka miesięcy skończy 84 lata, wygląda na 20 lat mniej, a czuje się jak zdrowy i silny 40-latek. Czesław Beer z Dąbrowy Górniczej, bo o nim mowa, od ponad półwiecza uczy jogi i trzyma dietę według zasad wymyślonych przez hinduskich i chińskich mędrców. Efekty widać gołym okiem – żyje pełnią życia, a starość się go po prostu nie ima.

Pół wieku z jogą

Jedno jest pewne: gdyby nie tenis, Czesław Beer nie ćwiczyłby dzisiaj jogi.

– W latach 70. pracowałem w katowickim Towarzystwie Krzewienia Kultury Fizycznej. Miałem pod opieką młodzież, którą uczyłem gry w tenisa ziemnego. Bardzo mnie martwiło, że jak ognia unikają ćwiczeń ogólnorozwojowych, choć prowadzi je dla nich mistrz Polski w trójskoku! Zacząłem więc intensywnie szukać ćwiczeń, które pozwalałyby pracować harmonijnie nad całym ciałem i nie nudziłyby młodych zawodników – wspomina Czesław.

Tak trafił na informacje o jodze, którą w sąsiedniej Czechosłowacji z powodzeniem wykorzystywano w treningu szermierzy.

– To było dla mnie odkrycie! W końcu tenis i szermierka są podobne, też pracuje się głównie jedną ręką i ma się bardzo ograniczony zakres ruchu: przód, tył, bok. Zaczęliśmy uzupełniać trening moich tenisistów o jogę i po kilku tygodniach sami uczniowie zauważyli naprawdę spore postępy! A jeden z moich podopiecznych trafił nawet na słynny turniej w Wimbledonie – podkreśla 83-latek.

Z czasem joga coraz wyraźniej wysuwała się na pierwszy plan. – Lata płynęły, w końcu więc zrozumiałem, że nie można tylko biegać po korcie za taką małą piłeczką – żartuje Czesław. Każdą wzmiankę o tym systemie ćwiczeń chłonął całym sobą, bo każda była na wagę złota.

– To były trudne czasy. Władze PRL, z wiadomych względów, nie sprzyjały otwartości na inne kultury i odmienne sposoby myślenia. Wyjazdy za granicę były dla zwykłego człowieka wręcz nieosiągalne… – wspomina jogin.

Mimo ogromnych trudności w dostępie do informacji Czesławowi udało się skończyć pierwszy w historii Polski kurs dla nauczycieli jogi. W arkana asan, czyli poszczególnych pozycji, wprowadzał go wtedy Tadeusz Pasek, legendarny polski jogin. Później, już po stanie wojennym, Czesław rozwijał skrzydła pod okiem Gabrielli Giubilaro, uznanej nauczycielki z Włoch. W latach 80. bywała ona w Polsce regularnie i uczyła kolejne pokolenia polskich instruktorów.

Trening dla komandosów i joginów

Poranki Czesława Beera od wielu lat wyglądają tak samo. Wstaje o 5.30 – sam, ze słońcem, bez pomocy budzika.

– Wczesne wstawanie zostało mi jeszcze z czasów, kiedy jako młody człowiek pracowałem w kopalni węgla. Trafiłem tam zaraz po studiach w Krakowie i spędziłem 12 lat, więc weszło mi to w krew – komentuje z uśmiechem jogin.

Zaraz po przebudzeniu jest czas na zdrowotne mikstury, które 83-latek przyrządza z ekologicznych składników. Jedna z nich zawiera m.in. aloes, dobry olej roślinny i trochę soku z cytryny. Następnie Czesław zabiera się do ćwiczeń – każdego dnia zajmuje mu to nawet półtorej godziny. Na pierwszy ogień idzie TRX, czyli gimnastyka z użyciem specjalnych taśm z uchwytami, które są przymocowane na najwyższym szczebelku drabinki albo na drążku w futrynie drzwi.

– Trening TRX od lat stosują amerykańscy komandosi. Na taśmach pracuje się głównie z użyciem ciężaru własnego ciała. Można dowolnie regulować obciążenie, w zależności od tego, czy stoi się bardziej w pionie, czy jest się mocniej pochylonym. Uwielbiam te ćwiczenia, bo świetnie przygotowują ciało do nawet bardzo trudnych asan – tłumaczy Czesław Beer.

Potem czas na jogę, a szczególnie te pozycje, które wymuszają wygięcie kręgosłupa do tyłu. To wszelkiego rodzaju mostki czy siad diamentowy (aby go wykonać, trzeba usiąść ze stopami blisko pośladków i stopniowo kłaść się plecami na macie).

– Wygięcia do tyłu są bardzo ważne, bo w codziennym życiu nie poruszamy tak kręgosłupem. Raczej jesteśmy niezdrowo pochyleni do przodu, bo telefon komórkowy, bo praca na komputerze… A mostek może zrobić każdy, kto odpowiednio się przygotuje. Mój 5-letni prawnuczek robi go od niedawna i wychodzi mu to rewelacyjnie! – opowiada jogin.

Na koniec przychodzi czas na relaks i rozluźnienie ciała. Czesław lubi wtedy zawisnąć głową w dół, w czym pomagają mu samodzielnie uszyte pasy. Można zawiesić je na drążku w futrynie drzwi i objąć nimi całe biodra – jest wygodnie i stabilnie.

– Wiszę tak średnio 8 minut. To wspaniale rozszerza przestrzeń między kręgami, tworząc miejsce dla mazi stawowej, która odżywia cały kręgosłup. Jest to również dużo bezpieczniejsze niż stanie na głowie, które po tak długim czasie, i na dodatek wykonane w nieodpowiedni sposób, może zrujnować kręgi szyjne… – wyjaśnia Beer.

Czesław Beer z wnuczką Anią

Jesteś tym, co jesz

Choć Czesław uczy jogi od 50 lat, ani na chwilę nie przestał się rozwijać. Motywują go uczniowie – to dla nich poszukuje coraz to nowych publikacji naukowych, na których podstawie przygotowuje konspekty, czyli krótkie streszczenia poszczególnych zajęć. To nie tylko wyjaśnienia pozycji jogi, ale przede wszystkim ogromna porcja informacji o zasadach zdrowego odżywiania.

– Na każdym kroku powtarzam swoim uczniom, że odpowiednia dieta ma fundamentalne znaczenie dla naszego zdrowia. Kiedy w latach 70. zaczynałem swoją przygodę z jogą, to nikt nie miał świadomości, że tradycyjna polska kuchnia, oparta na mięsie, tłustych i zawiesistych sosach, ogromnych ilościach białej mąki, może być przyczyną tak licznych chorób. Dzisiaj, kiedy mamy nieograniczony dostęp do informacji, wielu z nas… ciągle żyje tak samo! Trzymamy się złych nawyków, przejadamy się, a wszystko to prosta droga do zrujnowania własnego zdrowia. To dla mnie zupełnie niezrozumiałe – podkreśla jogin.

W lodówce Czesława Beera próżno szukać wysoko przetworzonej żywności czy mięsa – są za to warzywa, owoce, kiełki, kiszona kapusta, ogórki… i sfermentowane mleko własnej produkcji, które jogin wytwarza dzięki specjalnemu grzybkowi tybetańskiemu.

– To prawdziwa bomba witaminowa. Do tego polecam chapati, czyli indyjski chlebek, który wypiekam z kiełkującego ziarna. I dużo różnorodnych orzechów, bo to istna skarbnica dobrych dla człowieka mikroelementów! – dodaje 83-latek.

Czesław wierzy też, że dobre zdrowie zawdzięcza regularnemu poszczeniu: – Raz w tygodniu trzymam restrykcyjny post. Nic nie jem, piję tylko wodę. To świetny sposób na oczyszczenie organizmu i zdyscyplinowanie umysłu! Polecam taki post każdemu, bo w naszym współczesnym świecie jesteśmy zbyt uzależnieni od cukru, od niezdrowego jedzenia. Warto się od tego uwolnić.

Stary jest ten, kto już się niczego nie uczy

Według Czesława Beera starość zaczyna się w momencie, gdy człowiek przestaje zdobywać nową wiedzę. – Kiedy zamyka się w domu, spędza czas wyłącznie przed telewizorem albo czyta książki, które nic nie wnoszą do jego życia. Nie uczy się niczego nowego – wylicza jogin.

Później łatwo już wpaść w kolejne etapy starości. Etap fizyczny przychodzi wtedy, gdy ciało traci sprawność, a najprostsze czynności zaczynają powodować coraz większą trudność. Starość ekonomiczna – gdy przestaje się na siebie zarabiać i bazuje się na środkach otrzymywanych od państwa czy od innych. Jest także starość społeczna, która według Czesława Beera oznacza kompletne uzależnienie od drugiej osoby, ponieważ człowiek nie jest już w stanie samodzielnie funkcjonować.

– Żaden z tych wyznaczników starości mnie nie dotyczy, bo ja czuję się i jestem młody! Pomimo metryki! A dowodem na to jest nie tylko moje świetne samopoczucie, ale też wyniki badań, jakich próżno szukać u ludzi w moim wieku – mówi z uśmiechem Czesław Beer.

Jogin z Dąbrowy Górniczej przyznaje zresztą, że z rówieśnikami nie ma praktycznie żadnych wspólnych zainteresowań ani nawet tematów do rozmowy.

– 80-latkowie najchętniej opowiadają o swoich dolegliwościach i chorobach, nie mają innych, ciekawszych tematów! Użalają się nad sobą, co dla mnie jest po prostu pielęgnowaniem tych schorzeń – bo zamiast mówić o chorobach, powinni się postarać zmienić tryb życia i dietę. Wstać z tej kanapy, przestać jeść tłusto i niezdrowo… Oni jednak nie chcą nic zmieniać, wolą tak trwać i czuć się coraz gorzej… – ocenia 83-latek.

Nie oznacza to, że nie zdarzają się chlubne wyjątki. Na zajęciach czy warsztatach, które prowadzi Czesław Beer, pojawiają się również seniorzy. Przychodzą, bo chcą się trochę rozruszać, odzyskać sprawność, zapomnieć o przykrej starości.

– Tacy uczniowie to dla mnie ogromna radość. Pokazuję im, że odpowiednia praca z ciałem może pomóc rozruszać kręgosłup, a elastyczny kręgosłup to już jest prosta droga do młodości, nawet w naszym wieku! Regularne uprawianie jogi sprawia, że po pewnym czasie poprawia się postawa ciała, seniorzy zaczynają chodzić pewnie i są wyprostowani. A w rezultacie lepiej oddychają, bo klatka nie jest zamknięta, tylko wypięta do przodu. Płuca mają wreszcie tyle miejsca, ile trzeba, i można odetchnąć pełną piersią! – wylicza jogin.

Czesław Beer jest inspiracją dla seniorów… i dla młodych ludzi, którzy na jego przykładzie widzą, że warto zatroszczyć się o własne zdrowie i „zatrzymać dla siebie czas”. Efekt? Tłumy świeżo upieczonych pasjonatów jogi, którzy chłoną wiedzę od 83-latka i starają się ją wykorzystać w praktyce.

– Wielu moich dawnych uczniów jest dzisiaj nauczycielami, instruktorami. Przekazują wiedzę i miłość do jogi kolejnym pokoleniom. Jestem z nich naprawdę dumny – mówi Czesław.

Spośród wszystkich uczniów szczególne miejsce w jego sercu zajmuje wnuczka Ania, która przez lata czytała podsuwane przez dziadka książki o jodze i wschodnich sposobach odżywiania, a dzisiaj sama prowadzi zajęcia w wielu szkołach jogi na Śląsku. Jeśli czas pozwala, to ćwiczą na macie razem, pod czujnym okiem synka Ani, który też łapie bakcyla. Kto wie, może i on zostanie kiedyś nauczycielem jogi?