Spłaciłem dług u mamy – rozmowa z Bogusławem Mamińskim
Bogusław Mamiński – urodził się 18 grudnia 1955 roku w Kamieniu Pomorskim. Podczas pobytu w Wojskach Obrony Powietrznej Kraju dostał propozycję trenowania od WKS Oleśniczanka. Podczas Letnich Igrzysk Olimpijskich w Moskwie w 1980 roku zajął siódme miejsce w biegu na 3000 m z przeszkodami. W 1988 w Seulu był ósmy. Podczas Mistrzostw Europy w Lekkoatletyce w 1982 roku w Atenach zdobył srebrny medal. W 1983 znów był drugi podczas Mistrzostw Świata w Helsinkach. 9-krotny mistrz Polski, rekordzista Polski w biegu na 2000 m (1982 r.). W 1985 roku wyjechał do Włoch, gdzie spędził 10 lat jako zawodnik a potem trener. Po powrocie został zawodnikiem Bałtyku Rewal, którego założycielem, a wtedy również prezesem, był jego ojciec. W 1993 roku zdobył złoty medal podczas Mistrzostw Polski Seniorów w Lekkoatletyce. Ma żonę Beatę.
Powiedział pan w jednym z wywiadów o swojej 80-letniej mamie, która od 10 lat, odkąd skończyła 70. rok życia, uprawia marszobiegi, i to kilka razy w tygodniu. Jak to się stało, że zdecydowała się na taką aktywność?
Wcześniej moja mama nie miała wiele wspólnego ze sportem, poza oczywiście moją karierą zawodniczą. W tych trudnych czasach, w latach 70. i 80, kiedy stawiałem pierwsze kroki jako biegacz, miała dość bliskie związki z moim bieganiem. Poznawała tajniki sportów indywidualnych, dbała o to, by zapewnić mi odpowiednie warunki do osiągnięcia optymalnych wyników.
A co się stało 30 lat później, gdy mama skończyła 70 lat?
W 2003 r. firma Nike, którą reprezentowałem jeszcze jako zawodnik, uruchomiła projekt mający na celu promocję aktywności w społeczeństwie. Najwięcej działań podejmowano latem, gdy ludzie mają dużo czasu na przemyślenia, przebywając np. nad morzem. Wtedy właśnie, w ramach tego projektu, zorganizowaliśmy Biegi Śniadaniowe. To nie były nawet treningi biegowe, ale raczej biegi pokazowe czy nawet marszobiegi.
Odbyły się one także w Rewalu, gdzie mieszka moja mama. Przyglądała im się, aż wreszcie zdecydowała się wziąć w nich udział. Nie miała większych oporów, żeby spróbować, choć musiałem ją delikatnie do nich przekonać. Sprawiłem jej też kijki do nordic walkingu i okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Od tamtej pory nie rozstaje się z kijkami ani z aktywnością w ogóle. Zdecydowanie lepiej wygląda, jest w znacznie lepszej formie niż dawniej. Teraz w ogóle sobie nie wyobraża, żeby dwa czy trzy razy w tygodniu nie wybrać się z kijkami wybrzeżem rewalskim wzdłuż klifów.
Ile trwa taki spacer?
Maksymalnie godzinę. To jest forma bardzo spokojnego marszu. Najważniejszy jednak jest pierwszy moment: żeby się przekonać. Potem to nawet osoby starsze są nie do zatrzymania.
Całość wywiadu ukaże się w książce „Seniorze, trzymaj formę!”, którą Fundacja Instytut Łukasiewicza wyda w maju. Wydawnictwo jest współfinansowane przez Ministerstwo Sportu i Turystyki.