Prof. Jan Ślężyński: „Przed zawałem serca trzeba uciekać na własnych nogach”

Ma na koncie rekord Guinnessa w stawaniu na rękach, 25 medali mistrzostw Polski w pływaniu masters (11 złotych, 12 srebrnych i 3 brązowe) oraz życiową dewizę: „Nie na tym rzecz polega, aby dodać lat do życia, ale na tym przede wszystkim, aby dodać życia do lat”. 85-letni prof. dr hab. Jan Ślężyński jest inspiracją dla studentów katowickiej Akademii Wychowania Fizycznego, a także seniorów z całej Polski, których zachęca do ustawicznej troski o swoje zdrowie właśnie przez sport i aktywność fizyczną. Przekonuje, że „przed zawałem serca trzeba uciekać na własnych nogach”.

prof2

„Prof. Jan Ślężyński w czasie 23 minut w wieku 70 lat wykonał 201 stójek” – taki wpis widnieje na kartach Księgi Rekordów Guinnessa 2003 i dotąd nie został pobity. To jeden z największych wyczynów profesora. Kiedyś jego asystentka zauważyła, że w Księdze nie zaznaczono, że chodzi o stójki na rękach. Od tamtej pory Ślężyński pilnuje, żeby nie było dwuznaczności. Profesor ma też certyfikat rekordu Polski, gdyż w 2011 r. jako 80-latek wykonał 211 stójek na rękach w czasie 27 min i 20 sek.

Dlaczego upodobał sobie akurat stawanie na rękach? – Wszyscy chorują na kręgosłup, ciągle gdzieś biegamy i nadmiernie je obciążamy, a stawanie na rękach zapewnia osiowe odciążenie kręgosłupa. Zyt dużo wiem o funkcjonowaniu organizmu człowieka, żeby ignorować ryzyko dolegliwości kręgosłupa – wyjaśnia.

Stójki robi codziennie rano, najczęściej 10–20 z obciążnikami po 2,5 kg, zapinanymi na rzepy powyżej kostek. Z tymi samymi obciążnikami wykonuje 30–50 podskoków na skakance, aby wzmocnić serce, dynamizować krążenie krwi i poprawiać elastyczność nóg. Później gimnastyka: 50–60 odmachów kończyn dolnych w pozycji leżąc przodem na stole, czym wzmacnia mięśnie pośladkowe i poprawia ruchomość lędźwi. Na koniec ćwiczenia przewrotne na podłodze – też z obciążnikami – służące masowaniu piersiowego odcinka kręgosłupa i wzmacnianiu mięśni brzucha.

Nie jestem pierwszą osobą, która rozmowę z profesorem zaczyna od pytania: „Jak to się dzieje, że panu ciągle się chce?”. – Mam naprawdę dużo entuzjazmu życiowego i tak umiejętnie dobieram sobie ćwiczenia, żeby eliminować wszelkie dolegliwości bólowe – odpowiada. – Nie wiem, co to znaczy nadmiernie się przemęczać, nie doprowadzam do takiego stanu. Ale tzw. fizjologiczne zmęczenie jest konieczne, bez niego kondycja fizyczna nie poprawi się, będziemy tkwić na pogarszającym się poziomie możliwości wysiłkowych, tzw. inwolucji – tłumaczy.

Przykład: w 2015 r. startował najpierw na mistrzostwach Polski w pływaniu masters (Szczecin), później w pucharze Polski w tej samej dyscyplinie sportu (Warszawa). Gdy porównał wyniki z obu zawodów, spostrzegł, że na dystansie 100 m poprawił czas o 18 sek., a na 400 m – aż o 37 sek. – Jestem przykładem, że wiek nie oznacza, iż wszystko musi się pogarszać. Wcale nie! Trzeba tylko chcieć, mieć przekonanie i konsekwencję we własnym postępowaniu – podkreśla.

***

Właśnie pływanie, obok stawania na rękach, jest drugą rzeczą, z której w świecie sportu słynie prof. Ślężyński. Na basenie trenuje przynajmniej 2–3 razy w tygodniu. Podczas pływania, jak zauważa, kręgosłup jest odciążony, wykonuje się ogromne ilości oporowanych wydechów do wody, serce pracuje rytmicznie, reguluje się krążenie krwi, wzmaga przemiana materii i zaostrza apetyt. Na każdym treningu na basenie pokonuje dystans 1000–1500 m bez zatrzymania.

Gdy skończył 84 lata, postawił sobie nie lada wyzwanie, o którym było głośno nie tylko w katowickiej uczelni, lecz także w całym kraju. Chciał przepłynąć tyle długości basenu, ile miał lat. Przepłynął… 116 długości 25-metrowego basenu w ciągu 90 min i 10 sek.! Młodsi pracownicy uczelni przecierali oczy ze zdumienia. – Ja bym takiego dystansu nie przepłynął! – powiedział jeden z adiunktów. – Nie przepłynąłbyś, bo najpierw trzeba dożyć 80 lat – z humorem skonstatował profesor.

Nie dziwi więc, że jest inspiracją dla studentów, dla niektórych – wręcz guru. Profesor wspomina z sentymentem, jak sprawdzał notatki jednego z podopiecznych i na pierwszej stronie zobaczył swoje zdjęcie w todze dziekana. „Wszędzie się chwalę, że mam z panem zajęcia dydaktyczne” – usłyszał.

Studenci przyznają, że gdy czasem na basenie brakuje motywacji do porannego treningu i widzi się 85-latka, który z radością pokonuje kolejną prostą, nie ma opcji, żeby odpuścić. Młodzi porównują go do swoich dziadków, życząc sobie, żeby i oni zaczerpnęli chociaż trochę sportu w swoim życiu. Ślężyński często wspomina złotą myśl swojej wnuczki Marzeny, którą wygłosiła, mając zaledwie 4 latka: „Można zostać dziadkiem, ale nie wolno zdziadzieć”!

Były to tak mądre słowa jak na małe dziecko, że szczerze zainspirowały profesora. Tymczasem wcale nie powiedziano, że będzie mógł kontynuować pracę naukowo-dydaktyczną ze studentami AWF, chociaż rzecz jasna wcale nie chciał być „tylko” emerytem. Gdy w 2001 r. skończył 70 lat, otrzymał podziękowanie ministra. Profesorowi bardzo zależało, żeby zostać na uczelni.

Zbiegło się to z wyborem nowych władz katowickiej AWF. Rektorem został prof. Zbigniew Waśkiewicz, dawny student Ślężyńskiego. Do dziś nie wie, jak to się stało. Pewnego dnia, podczas przypadkowego spotkania na korytarzu, rektor oznajmił: „Ma pan zapewnione zatrudnienie na stanowisku profesora zwyczajnego na całą moją 4-letnią kadencję i niech się pan nie zdziwi, jak na koncie pojawi się nieco większa kwota, niż pan dotąd otrzymywał”. Gdy rektor został wybrany na kolejną kadencję, zatrudnienie profesora automatycznie przedłużono. Władze uczelni podkreślają, że emerytowani profesorowie są różni, ale Ślężyński jest bardzo potrzebny, pożyteczny, zwłaszcza w promowaniu młodych adeptów nauki. Cieszy się autorytetem wśród studentów, a przede wszystkich służy im fachową pomocą w przygotowywaniu dysertacji doktorskich.

Profesorowi utkwił w pamięci obrazek ze spotkania wigilijnego, kiedy rektor łamał się opłatkiem. – Czego ci życzyć, profesorze? Wszystko masz, wszystko osiągnąłeś, co w nauce było możliwe. A więc zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia – powiedział serdecznie. – Jeszcze trochę szczęścia by się przydało, bo na „Titanicu” wszyscy byli zdrowi – odparł profesor.

***

Profesor ma ostatni wykład przed oczekującym studentów egzaminem. Studenci więc dyskretnie pytają: jak pan profesor potraktuje nas na tym egzaminie? – Jak to jak? Normalnie! Jak cytrynę – odpowiedział retorycznie profesor.

Łatwo zauważyć, że oprócz pływania i stójek na rękach jest jeszcze jedna rzecz, z którą każdy kojarzy profesora: ogromne poczucie humoru. Wystarczy rzucić hasło, a on już ma gotową anegdotę. W 2012 r. wydał nawet ich zbiór pod dewizą: „Sens życia polega na tym, aby cieszyć się z niego i czynić go pięknym dla każdej ludzkiej istoty”. W 2015 r. ukazało się drugie wydanie „Fraszek i anegdot wydumanych i wyszperanych”.

Profesor podkreśla, że sport ma ogromny, pozytywny wpływ na psychikę. – Stronę mentalną doglądam tak samo jak fizyczną. Nie ma dla mnie problemu niemożliwego do rozwiązania. Zawsze znajdzie się lekarstwo, żeby było tak jak należy – mówi. – Świadomie gimnastykuję umysł. Zawsze wiem, ile basenów przepływam, bo dokładnie sobie liczę; chcę, żeby mózg też się angażował. Z kolei stawanie na rękach dobrze wpływa na mózg, bo poprawia jego ukrwienie – dodaje Ślężyński.

***

Oprócz pływania, stawania na rękach i gimnastyki 85-latek często jeździ na rolkach i rowerze, a zimą hartuje organizm na nartach zjazdowych i biegowych. Efekt: wzorowe wyniki badań medycznych. Ciśnienie, cukier, cholesterol – wszystko w normie. Ostatnią poważniejszą chorobę przeżył w 2004 r. Miał problemy z oddychaniem, dokuczała wysoka gorączka. Okazało się, że to obustronne zapalenie płuc. Leki spowodowały, że nie chciał jeść ani pić, co pogarszało stan zdrowia profesora. Dializowany był 25 razy. Gdy się wyleczył, nie bał się wrócić do sportu.

Drugi raz zdrowie dało o sobie znać w 2009 r. Prof. Ślężyński zaczął odczuwać silne bóle w szyjnym odcinku kręgosłupa. Diagnoza neurologów: konieczny zabieg chirurgiczny. Ale profesor jest zawsze dociekliwy, zawsze ma swój tor myślenia. Stwierdził, że skoro i tak codziennie wykonuje stójki na rękach, to tym razem dołączy do nich dodatkowy element: ciągnienie głową do podłoża i kręcenie nią w lewo i prawo. Ból ustępował, aż w końcu zniknął zupełnie. Przed zabiegiem udał się na kontrolę do lekarza, który miał go operować. Zaznaczył, że jest gotowy na zabieg, ale nie odczuwa już bolesności. Doktor z lekkim niedowierzaniem skierował go na ponowną tomografię komputerową. Okazało się, że zmiany zwyrodnieniowe w kręgosłupie są nadal, ale kręgi inaczej się ułożyły i nie uciskają już na nerwy rdzeniowe. Operacji nie trzeba było wykonywać. – Dzięki stójkom uniknąłem skalpela – mówi.

Nie pije ani alkoholu, ani kawy. Największą przyjemność sprawia mu herbata z dużą ilością cytryny. Dieta ma oczywiście ogromne znaczenie dla samopoczucia i stanowi podstawę aktywności fizycznej. Profesor jada dobrej jakości szynkę, chude mięso, pieczywo razowe, warzywa i owoce. Pije dużo wody. Dzień zaczyna od mlecznej zupy z płatkami owsianymi, kaszą manną, ryżem, kaszą gryczaną, makaronem babuni, a do tego duża łyżka miodu. Unika słodyczy, chociaż ma jedną słabość – sernik. Raz w tygodniu nie odmawia go sobie.

***

Rozmowa w gabinecie profesora: – Nie poszedłem dziś na basen. Dostanę naganę – mówi. – Ale od kogo, panie profesorze? – pyta zdziwiona asystentka. – Od siebie samego – odpowiada Ślężyński.

Zawsze był uparty i konsekwentny. W domu się nie przelewało, więc już w szkole średniej musiał utrzymywać się sam. Studia wyższe systemem zaocznym harmonijnie łączył z pracą zawodową. Taką możliwość zapewniała wówczas jedynie AWF w Warszawie. Na pierwszej sesji egzaminacyjnej nie uzyskał zaliczenia z gimnastyki. Postanowił więc, że nie wróci do swojego miasta, dopóki się z tym nie upora. Specjalnie chodził dodatkowo na zajęcia ze studentami dziennymi, był coraz lepszy. W efekcie końcowe zaliczenie z gimnastyki było z oceną +4; była to najlepsza nota na roku. – Miałem ambicję, żeby być lepszy od innych – wspomina.

Jednak jasno podkreśla: nie każdy musi być czempionem, bo i po co? Ale każdy może ćwiczyć na miarę własnych możliwości i cieszyć się swoimi małymi sukcesami. – Ważne, żeby nie godzić się z niedołężnością. Nie należy zakładać, że to nieuchronne. Każdy na swoim poziomie może robić coś pozytywnego dla organizmu. Stawanie na rękach, owszem, jest ryzykowne, ale pływanie? Na basen może chodzić każdy, nawet w najbardziej zaawansowanym wieku – przekonuje.

Przez ostatnie 5 lat profesor odbył 30 publicznych spotkań autorskich w całej Polsce pod hasłem „Jak zdrowo i mądrze żyć – długowieczność w dobrym europejskim stylu”. Demonstrował na nich, że nawet w zaawansowanym wieku można utrzymać dobrą kondycję fizyczną i wydolność wysiłkową, a także sprawność intelektualną, spowalniając nieuchronne procesy inwolucyjne.

***

prof1

Na razie nie snuje żadnych wielkich planów. Jego życie jest wspaniale poukładane, więc „nurza się w szczęśliwości”. Ma tylko jedno wielkie, niespełnione marzenie: żeby absolutnie każdy senior walczył o własną witalność oraz kondycję fizyczną i psychiczną.

– Widzę postęp. W parkach chodzą często seniorzy z kijkami, czasem biegają. Jest poprawa, ale to dalekie od tego, co można by sobie wymarzyć. Jeśli nie zapewnimy sercu takiego wysiłku, żeby było pobudzone, organizm się nie wzmocni, postęp wydolności wysiłkowej nie będzie możliwy. Po to się tak staram, tyle ćwiczę, żeby mieć rezerwę zdrowia na lata trudniejsze, które mogą pojawić się w życiu – zaznacza.